Betesda

Inaczej niż w przypadku pozostałych miejsc, które widzieliśmy w Jerozolimie, sadzawki Betesda w żaden sposób później nie rozbudowywano. Żadnego kościoła, bazyliki, kapliczki czy nawet sklepu. Oczywiście obok stoi okazały kościół św. Anny, ale sama sadzawka jest niemal nietknięta; niewiele jest śladów wskazujących, że to miejsce święte. George zaczął robić zdjęcia, ja poszedłem do ruin. Metalowe schody pozwalały schodzić na coraz niższe poziomy wykopalisk. A potem usiadłem na ławce i wśród woni pachnących krzewów i drzew pomodliłem się za wszystkich, którzy potrzebowali uzdrowienia.

Między innymi za mojego siostrzeńca, sześciolatka. Siostra martwiła się jego chyba obsesyjną potrzebą częstego mycia rąk – zdarzało się, że w ciągu godziny mył je nawet kilkakrotnie, mimo, że ona zapewniała: „Matthew, twoje ręce są zupełnie czyste”. Miała nadzieję, że nie jest to objaw żadnych problemów natury psychologicznej. Ponadto moja kuzynka właśnie w tym tygodniu miała przejść operację raka piersi. Cieszyło mnie, że mogę pomodlić się za nią właśnie w tym miejscu.

Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jak Jezus uzdrawia ich oboje właśnie tutaj. Potem napisałem do siostry i do kuzynki SMS-a o mojej modlitwie, załączając zdjęcie sadzawki Betesda. Operacja kuzynki się udała, późniejsza kilkumiesięczna terapia przyniosła również pozytywne efekty.

Matthew został uzdrowiony euthys (z gr. „natychmiast”). Kiedy wróciłem z pielgrzymki, od jego zdumionej matki dowiedziałem się, że zaledwie kilka godzin po moim SMS-ie Matthew powiedział: „Wiesz, mamo, masz rację, nie muszę ciągle myć rąk. Są już czyste”.

o. James Martin SJ