Judasz

W 1970 roku pełniłem posługę spowiednika w rzymskim więzieniu Regina Coeli. Poznałem dramatyczną historię pewnego skazańca, który zabił swoją kochankę, podrzynając jej gardło nożyczkami. Dowiedział się, ze kobieta go zdradza… tak jak on zdradzał swoją żonę!

Po zbrodni ten mężczyzna żył pod miażdżącym ciężarem wspomnienia. Przekonywałem go o Bożym przebaczeniu; powiedziałem mu, że w sercu Boga jest nieskończony zapas miłosierdzia, że może uzdrowić każdą ranę… byle byśmy tylko mieli dość pokory, by uderzyć się w piersi, prosić o wybaczenie i zmienić życie. Więźniowi trudno przychodziło uwierzyć… że może dostąpić przebaczenia od Boga… I wtedy napisał modlitwę do Judasza. Oto ona:

Judaszu, bracie mój…
Na błotnistej drodze tego świata
idę razem z tobą,
strażnik pieniędzy,
jak ty,
czciciel pieniądza!

Czuję daremność trudów,
którymi wypełniam mój czas:
czas niepowtarzalny,
czas jedyny,
czas łaski… lub zdrady!

Na zawsze.

Moja ręka każdego dnia ściska
nerwowo
cielesną rozwiązłość życia,
pieści ciało chemiczne,
nie tęskniąc za zmartwychwstaniem.

Trzydzieści srebrników starczy, by kupić Syna Bożego
w niedorzecznej transakcji
na bezdusznym targowisku ludzi.
Trzydzieści srebrników!
To jest twój dramat, Judaszu…
To jest mój dramat.
Ileż razy kupuję i sprzedaję.
Wybieram skrawek ziemi,
doraźną ludzką satysfakcję…
a odrzucam wieczną radość,
bo kosztuje,
bo domaga się skoku miłości
na trwająca krótką chwilę krzyż
– trzy godziny krzyża! –
tego szybkiego życia.

Judaszu, bracie mój,
nie potępiam cię już,
nie mam odwagi.

Cierpię wraz z tobą
i razem z tobą bezwstydnie pytam
niewinnego Człowieka:

„Nauczycielu, czy ja jestem?”.
I słyszę plaśnięcie dłoni o policzek
na twarzy Boga!
Z grzęzawiska mojej zdrady
dobywa się wówczas głos:
„Tak, to ja jestem tym, który zdradza!
Kiedy niesprawiedliwym milczeniem
zakrywam niegodziwości,
które nie maja głosu,
i nie chcę się przemienić ani zapłacić
osobiście
za pusty grzech moich przyjaciół.

To ja jestem…

Kiedy myślę wyłącznie o sobie
i zamykam się w królestwie
moich sprzeczności, moich resentymentów,
moich namiętności…
A zapominam o dawaniu,
o umieraniu każdego dnia za bliźniego,
maltretowanego przez dzisiejszych łotrów
na niekończącej się drodze,
która z Jerozolimy prowadzi do Jerycha:
z czasu do wieczności!

To ja jestem…”.

Po tej szczególnej modlitwie runął dla wspomnianego więźnia mur lęku i człowiek ten otwarł się na święto przebaczenia. Patrząc na Jezusa odkrył, że Bóg jest Miłością nieskończoną. Uwierzył i jego dusza napełniła się wielką radością, która była odbiciem o wiele większej radości w sercu Boga.

Po przyjęciu przebaczenia odmówił ze mną Zdrowaś, Maryjo i powiedział mi: „Maryja… uściskała Judasza!”.

Odpowiedziałem: „Takie są zwycięstwa Boga! Takie są radości Maryi! Takie jest chrześcijaństwo!”.

Kardynał Angelo Comastri, Anioł mi powiedział. Autobiografia Maryi. Kraków 2008, s. 82-84.