1.

Ponad fabrycznym miastem świeci w mroku
Zielone światło jasnogórskiej wieży,
Jakby latarnia portu wśród potopu,
gdzie ogień czeka, chleb na stole leży.
Podróżni, jadąc do Zagłębia tędy,
zbudzeni patrzą przez okno w wagonie,
widzą – latarnia okolicy płonie
jak całej Polsce stamtąd obraz święty.
O, Ty, zielone światło pod obłokiem,
wołasz nas z morza nieprawości naszej:
Wróćcie, ach, wróćcie, niebaczni żeglarze,
z mórz zbrodni – tutaj w spokojne zatoki.

2.

Wzeszło już słońce ciche tak, jak zawsze
i uderzyły jasnogórskie dzwony.
Choć z każdym świtem świat nasz narodzony,
po każdej nocy świat nasz coraz krwawszy,
na drzewie życia czarnych liści więcej,
więc bijcie dzwony, gdy słońce nie dzwoni,
bo dźwięk przykuty jest do ludzkiej dłoni,
bo żalu dzwonek tylko w ludziach dźwięczy.

3.

Z was, mury, ongiś wczas grudniowych zmierzchów,
na polskich, białych polach widać było
jak płoną ognie Szwedów dookoła,
Patrzmy. – Tam sławna zdzierstwem, butna siłą
w namiotach z godłem obcym pycha mieszka,
aż stąd pieśń słychać bezbożną, wesołą,
Płońcie ogniska. Tlić się wam przez wieki,
lecz nie na tryumf, tylko na przestrogę
dla ciebie, pychy potomku daleki,
co nie pokorą władać chcesz, lecz trwogą.

4.

Idźmy w kaplicę. Tu na ścianie wota,
a na nich drobne z świec igrają blaski –
płomyk wdzięczności dla słońca Twojej łaski,
niby na miarę naszego żywota.
Matko Najświętsza, licem z szramą ciętą
patrzysz surowo na pielgrzymów co dzień,
jakbyś rzec chciała, że bluźniercza ręka
siebie zabije, Tobie armie zrodzi.

5.
Nie słychać chórów anielskich na ziemi,
nie widać z ziemi Twego tronu w niebie,
pył z węgla tylko nad nad miastami drzemie,
i ludzie, ludzie widzą tylko siebie.
Któraż z dróg ziemskich do Ciebie prowadzi,
gdzież skrzydło białe i gdzież lot wytrwały?
Dzień to listek róż na wodospadzie –
jak morze bije szept w konfesjonały.
Broń nam przyrosła na zawsze do dłoni,
nie wzleci ten, kto swej nie utnie ręki
Szukają usta w bzach kobiecej skroni,
nie wzlecieć nam od uczty i piosenki.
Zbyt pyszna nasza ręka pałac wznosi
w ruinach obok świerszcz przygrywa z cicha,
a przy dojrzałym czaren ziarno w kłosie,
co pycha dźwiga, zwali inna pycha.
Zezwól nam, zezwól, do Ciebie nie wzlatać,
tu wszystko pełne rozkoszy i piękna,
znów nam o zmierzchu słowiki zabrzękną,
jak Tobie chóry nieziemskiego świata.
Ach, ziemskie serce pragnie ziemi tylko,
kto ją chce rzucić, zda się syn nieprawy,
ach, wyżej wznieście, dmijcie w trąby sławy,
niech nie kiełkuje w nas pokory chwilka.
Wonne są róże, które ziemia daje,
tu śmiech ożywia stropy i lampiony,
jakże nam lepieć w Twe anielskie gaje,
gdy z ludzi nikt tam nie był urodzony.
Drogo odwieczna, droga doskonała
czasem Ty grzesznym nam się jawisz przecież,
Ach, kraty, kraty, kraty mego ciała,
ach, przez nie serce wzleci, wzleci, wzleci.

6.

Jakże nam łatwo prosić Cię w litanii,
Orędowniczko i Najświętsza Matko,
o dąb spokoju lub o kłos dostatku,
Najboleśniejsza i Najcichsza Pani.
Jakże nam trudno modlitwą dziękować
Za cios, co grzesznych nas z bogactw wyzwala, –
o, nie doświadczaj nas klęskami dalej,
Matko pod krzyżem cierpiąca bez słowa.
Chroń nas, błagają Ciebie nasze wargi,
bądź tarczą ciosów, co grożą dookoła,
bo serca nie mamy ni skrzydeł anioła.
Matko, schodząca z Golgoty bez skargi.
Ty, coś przed męką nie obroniła Syna,
wybacz nam krople goryczy w Ogrójcu,
przez mękę Jego wstaw się u Ojca,
za wasze dzieci proś, Matko bez winy.
Nie grzech, lecz nędza nas słabych przestrasza,
któż by z nas dźwignął krzyż, któż zniósłby ciernie,
o, Pani w niebie, Królowo nasza.

7.

Ślubować Tobie, o, to znaczy wiele,
tak, jak purpura kardynalska każe
złożyć i życie w obronie ołtarza
na ziemi stawiać krzyże Zbawiciela.
To iść i w Pańskiej nie pytać winnicy
o dni wytchnienia, o wieczór zapłaty,
lecz rzec: wy wszyscy Pańscy służebnicy
jak w Nazarecie Tyś rzekła przed laty.
To czynić wszystko niebiosom na chwałę,
czy ręka dzierży pióro, czy młot wznosi,
i śpiewać w brzęku kos porannej rosie –
chwalmy dzień, bo słowo stało się ciałem.
To mieć wciąż w oczach wszystkie krzywdy ziemi
a w sercu czystym nieba już połowę
to chylić cicho głowę swą w dąbrowę,
która nie tutaj dla nas się zieleni.

8.

Jaskółki, które tańczą nad klasztorem
miłe Ci pewnie jak i nam są miłe.
Jeżeli ręce Twe w opiekę biorą
Polskę, to z wszystkim, czym nam obrodziła.
Jeśli kochamy pola nasze płaskie,
jeziora, lub mchem wymoszczone bory,
wierzymy: na kłos, nurt, las od tej pory
padnie stulistny promień Twojej łaski.

9.

Nad Nazaretem i pod Betlejem
nie zlatywały z fabryk czarne dymy.
I człowiek, który żyje tu pod nimi,
myśli – to nazbyt starożytne dzieje.
– Ja, przetrawiony ironią do wnętrza,
wołam o nowych wodzów i proroków,
zechcę, to dźwignę z murów łuk wysoko
i prawa me ogłoszę za najświętsze.
Cóż może łączyć mnie z ubogą rzeszą
rybaków, szewców, wyrobników z winnic?
Na świecie złem jest cierpienie jedynie
kto ciało wspiera, duszę też pociesza.
Szukałem w moich podświadomych głębiach,
tam mych domowych bóstw ujrzałem twarze
i sądzą, jeśli światu je ukażę,
znów wróci lad jak liść na dębach.
– Człowieku, urodzony w cieniu dymu,
Twe pieśni starsze niż chrześcijańskie chóry,
Czemuż pogańskie bliższe ci marmury,
a ręka twoja tarczę pogan trzyma?
Złączy i ciebie z rzeszą wiernych uczni.
Głos, co potęgę nie mocarstw ogłasza:
przyjdźcie, dalecy, niewierni Tomasze,
i włóżcie palce w ślady naszych włóczni.

10.

A ten, co kornie tu w kaplicy klęczy,
prosząc o wsparcie swych codziennych trudów,
ile dni w roku tyle żąda cudów,
o serce ludzkie, o serce niewdzięczne.
On pragnie wszystko poddać swojej woli:
najbliższych w domu i wieś swą stukłosą,
narodu dzieje i nawet niebiosa
i chce rozdzielać szczęście i niedole.
Wie, że nie włada niczym poza sobą,
a więc modlitwą chciałby rządzić światem,
sosnom igliwie dać, a zapach kwiatom
i gdzieś w dni końca świata zepchnąć groby.
Szepcze, że wzeszło za wiele kąkolu
wrogowie jego w izby jego przyszli.
I w nim, nim wzejdzie owoc z kwiatu myśli:
Twoja, nie moja, niech się spełni wola.
Prosi raz jeszcze, a potem powstanie,
cud się nie spełni – z niego już szyderca;
i pieśń się zjawi na ustach bluźniercza.
Przebacz, bo tylko to człowiek, o Panie.
Już w piersiach matek z czarnych dni wykute
gdzież, ludzkie serce, kres twych ciemnych głodów,
gdzież ręka, która czystą wodę poda?
Jest! Ta, co ziemię z ciebie zmyje tutaj.

11.

Umacniaj wiarę naszą, Panno Święta,
Coś ulubiła klasztor ten na górze,
niech każda róża, o Tobie pamięta,
Po starych murach cierpliwie się wspina,
dzikiego wina pęd wysokopienny,
daj nam drabinę, bośmy owe wino,
byśmy się pięli i w czynach codziennych.
Spojrzyj tu nas nim obraz zasłonią,
bo myśmy Twymi, niegodnymi gośćmi,
Ty, Której tysiąc dzwonów ziemi dzwoni,
nie gardzisz nami, żeśmy ludzie prości.
Czymże są nasze ziemskie doktoraty,
czymże grające tutaj Ci hejnały –
mniej niźli nitką z gwiezdnej Twojej szaty,
ziarenkiem piasku z ławic Twojej chwały.
I milkną usta, które już pojęły
jakże mistrzostwa nasze są znikome;
i zachwycone usta Twoim dziełem
znów pieśnią pragną Twe napełnić domy.
Odkupiciela Matko Przenajświętsza,
chwała Ci tutaj i wszędzie i wszędzie,
a róża, która ołtarz Twój upiększa
niech rozsławiona wśród róż innych będzie.

12.

Wiekami tutaj powstawały mury,
tynk i cegły i bramy i stropy,
w najboleśniejszym kraju Europy
z czarnych zgliszcz biegła myśl do Jasnej Góry.
Gdzież inny kraj, co rodził łzę tak często
z krwi i z płomienia i z trumiennej deski
gdzież klęski kraj, co klasztor ma zwycięski
pod nieba Bożym klasztorem niebieskim.
Podmywają fale sumień zamek stary,
nowych praw burze podmywają posągi,
lecz głów nie dotkną tu wschodzącej łąki,
co przez rok cały kwitnie kwiatem wiary.

Aleksander Rymkiewicz