Na portalu wNas.pl najczęściej piszemy o popkulturze. Nie możemy jednak przemilczeć zjawisk kulturowych (ba, niemal cywilizacyjnych), które mają miejsce tu i teraz, na naszych oczach. Jednym z nich jest… mundial w Brazylii.

I nie chodzi bynajmniej o tajniki gry czy popisy kreatywności kibiców stłoczonych na trybunach, ale… sacrum. dziwnym zrządzeniem losu to właśnie w czasie, gdy rozgrywa się wielkie piłkarskie święto, gwiazdy, które w te dni są na ustach całego świata decydują się na odsłonięcie swojego nieznanego oblicza.




Nagle dowiadujemy, że niektórzy herosi współczesnych aren również deklarują swoje przywiązanie do chrześcijańskiej tożsamości. W potopie pseudozachodniego oportunizmu istnieją wysepki Starej Europy. Niektóre z nich można znaleźć nawet u wybrzeży Ameryki Południowej…

Niedawno cały świat w osłupienie wprawił pochodzący z Urugwaju Edison Cavani, który stwierdził, że Bóg odgrywa w jego życiu wielką rolę.Napastnik Paris Saint-Germain podkreślił, że swój talent traktuje jako „dar od Boga”, a sam Stwórca chroni go przed wieloma pokusami związanymi ze światem wielkiego futbolu. Piłkarz przyznał również, że od kilku lat regularnie czyta Biblię.

Podążanie drogą Boga nie jest automatycznie proste lecz daje radość a na końcu tak czy inaczej oznacza zwycięstwo –

powiedział Cavani (cyt. za wSumie.pl).

W podobnym tonie wypowiada się wielki nieobecny mistrzostw świata w Brazylii, Radamel Falcao. Kolumbijski napastnik jeszcze przed mundialem był typowany na jedną z największych gwiazd turnieju.

Moc wiary jest nadzwyczajną cechą –

przyznał niedawno napastnik AS Monaco (cyt. za wSumie.pl).

Okazuje się, że ciężka kontuzja nie odebrała mu woli walki. W końcu ma jeszcze jeden oręż – wiarę.

Wszystko, kim jestem i co mam dał mi Bóg –

powiedział ze stoickim spokojem Falcao.

Dlatego zamiast rozpaczać po nieobecności na mundialu, kolumbijski piłkarz już patrzy w przyszłość i czeka na kolejne wyzwania.

Wysoko poprzeczkę zawiesza również zawodnik “Canarinhos”, David Luiz.Brazylijski obrońca, podobnie jak Cavani i Falcao, podkreśla znaczenie religii w jego życiu.

Moja wiara w Jezusa daje mi siłę, aby ponownie wyjść na boisko, aby dać z siebie wszystko, aby inspirować innych –

tłumaczy Luiz.

Piłkarz z rozbrajającą szczerością przyznaje również, że wiara pomaga mu przyjmować z pokorą niekorzystne dla niego decyzje trenera, który czasem wskazuje mu ławkę rezerwowych. Już niebawem będzie miał okazję pójść razem z Cavanim do kościoła. W końcu będą grać w jednym klubie – Paris Saint-Germain.

Podobnych wypowiedzi nie brakuje również wśród polskich piłkarzy.Pierwszy krok poczynił skrzydłowy Borussi Dormund – Jakub Błaszczykowski. “Kuba” odważył się powiedzieć przed kamerą, że “Nie wstydzi się Jezusa”. Jego świadectwo nie jest wymuszonym show na zamówienie katolickiego stowarzyszenia. Kapitan naszej reprezentacji wielokrotnie podkreślał, że babcia wychowała go na religijnego człowieka.A warto pamiętać, że droga Błaszczykowskiego na piłkarski szczyt była bardzo kręta i często wiodła przez ciernie. Gdy Jakub miał 11 lat, ojciec zabił na jego oczach matkę. W rozmowie z Krzysztofem Ziemcem, piłkarz przyznał, że po dramatycznym wydarzeniu miał dość piłki nożnej, która niemal od kołyski była jego pasją (wujkiem Błaszczykowskiego jest były kapitan reprezentacji Polski i medalista olimpijski – Jerzy Brzęczek – przyp. red.). Błaszczykowski przyznał również, że wybaczył swojemu ojcu, ponieważ Jezus kazał tak czynić.

Również droga Roberta Lewandowskiego nie była usłana różami. Zanim nasz snajper został najlepszym graczem Bundesligi i twarzą kampanii reklamowych znanych marek, musiał poznać smak bólu. Przedwcześnie umarł jego ojciec, który od początku wspierał dążenia swojego jedynego syna. W jednym z wywiadów, Lewandowski ze wzruszeniem wspominał, jak zatroskany ojciec prosił proboszcza o skrócenie uroczystości komunijnych, bo mały Robert musiał spieszyć na kolejny turniej piłkarski. Zaraz po I Komunii, przyszły lider reprezentacji Polski, wsiadł do samochodu i zmienił swój pierwszy garniturek na piłkarski trykot, który do dziś jest mu bliższy, aniżeli eleganckie uniformy.

Dziś Robert problemy ma już za sobą. Jest królem życia, który jednak nie zapomina, że zawsze był ktoś, kto dodawał mu siły…

Jestem katolikiem. (…) We współczesnym świecie wszystko idzie bardzo szybko, nieraz zapominamy o naszych wartościach i o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Dlatego też ta wiara pomaga mi na boisku, ale też i poza nim, aby być po prostu dobrym człowiekiem i popełniać jak najmniej błędów –

powiedział Lewandowski, prezentując brelok z hasłem “Nie wstydzę się Jezusa”. Obecnie “Lewy” jest ambasadorem UNICEF-u i nie waha się, by ruszyć w najodleglejsze zakątki świata, aby dodawać otuchy dzieciakom, które nie miały w swoim życiu zbyt wielu powodów do radości.

Podobnych akcentów nie brakowało również 2 lata temu podczas Euro 2012.Najbardziej w pamięci kibiców zapadło świadectwo bramkarza naszej kadry – Przemysława Tytonia. Golkiper PSV Eindhoven wszedł w 68. minucie meczu Polska – Grecja i zupełnie nierozgrzany obronił rzut karny, ratując remis dla naszego zespołu. Niezwykle rzadko mamy do czynienia z sytuacją w której bramkarz, wprowadzony z ławki, wytrzymuje tak silną presję w kulminacyjnym momencie. Wszystkie stacje telewizyjne pokazały również gest, jaki wykonał rezerwowy bramkarz naszej kadry. Tytoń, niczym średniowieczny rycerz, klęknął odwrócony od rywala, uczynił znak krzyża i odmówił krótką modlitwę.

Jak się broni takiego karnego? Nie wiem, trochę czułem się jak we śnie, że moja szansa tak nadeszła. Wojtek dostał kartkę, musiałem wejść na boisko. Cieszę się, że dzięki Bogu obroniłem karnego –

powiedział w jednym z wywiadów niespodziewany bohater meczu otwarcia Euro 2012.


W czasach dominacji pacyfizmu, nikt nie oczekuje kolejnych wypraw krzyżowych. Areną dzisiejszych zmagań ludzi z kręgu różnych kultur (często i tak już przemieszanych) są stadiony. To właśnie na nich współcześni gladiatorzy nie wahają się mówić, co dodaje im siły.

Warto śledzić brazylijski mundial. Nawet, gdy chętniej sięgamy po “Ćwiczenia duchowe” św. Ignacego Loyoli niż biografię George’a Besta.

Aleksander Majewski