ks. Tomasz Jaklewicz
Sakrament obecności
Gość Niedzielny

Boże Ciało jest świętem tajemniczej obecności Chrystusa w Eucharystii. Pan ukryty pod postaciami chleba i wina wychodzi nam na spotkanie. Przemiana na ołtarzu jest po to, by Jezus mógł przemienić nas. Przemienić w siebie.

Święty Jan Vianey, wielki czciciel eucharystycznej obecności Jezusa, podczas swoich katechez raz po raz kierował wzrok na tabernakulum i mówił po prostu: „On jest tu”. „Wobec tajemnicy Eucharystii wciąż jesteśmy tylko małymi dziećmi” – pisał ks. Jan Twardowski. To prawda. Nie da się intelektualnie zapanować nad tajemnicami wiary. Można jednak i warto je odkrywać stale na nowo. Wiara nigdy nie jest oczywistością, zawsze zagraża jej wyjałowienie i banalizacja. Dojrzała wiara cierpliwie szuka rozumienia, szuka swojej głębi. Potrzebuje zadziwienia.

Symbol i rzeczywistość

Średniowieczny teolog Berengariusz z Tours (zm. 1088) głosił, że chleb i wino są tylko symbolami ciała i krwi Chrystusa. Jego przeciwnicy popadali nieraz w przeciwną przesadę, głosząc skrajny realizm. Pojawiały się wyrażenia: „Ciało Chrystusa jest łamane rękami kapłana i kruszone zębami wiernych”. Alternatywa: albo symbol, albo rzeczywistość jest fałszywa. Wiara katolicka głosi, że sakramenty są i jednym, i drugim. Są skutecznymi znakami, czyli pod materialnym symbolem ukrywa się Boża rzeczywistość udzielana człowiekowi. To, co sakrament symbolicznie oznacza, to rzeczywiście daje. Nasze codzienne życie jest pełne znaków. Podając komuś rękę, przytulając kogoś z czułością lub obdarowując pocałunkiem, wyrażamy swoje uczucia. Za pomocą symbolicznej mowy ciała komunikuję drugiemu: „jestem z tobą, jesteś mi bliski, kocham cię”. Jest tutaj i znak, i rzeczywistość. W ludzkich relacjach ważne są te dwa elementy: obecność i jej zewnętrzne znaki. „Jesteś tu, czy cię nie ma?” – pytamy nieraz kogoś, kto fizycznie jest blisko i widzimy go doskonale. A jednak potrzebujemy gestu, dotyku, spojrzenia, który komunikuje obecność. „Być obecnym to o wiele więcej niż po prostu być. Kamień jest, ale kamień nie jest obecny. Cóż znaczy – obecny? Być obecnym znaczy przytomnie, świadomie i z dobrej woli nachylać się w stronę drugiego człowieka. Każdy, kto jest przy mnie obecny, cokolwiek by robił, zawsze daje mi do zrozumienia, że »cenniejszy jestem niż wróbel«. Bóg w Eucharystii jest obecny jako Ten, kto te słowa wypowiedział po raz pierwszy” (ks. Józef Tischner).

Trzy przemiany

Teologowie przez wieki zbyt mocno koncentrowali się na materii. Szukali filozoficznych terminów, którymi można opisać przemianę chleba i wina dokonującą się na ołtarzu. Papież Benedykt XVI podczas Światowych Dni Młodzieży w Kolonii w 2005 roku przypomniał, że na eucharystyczną przemianę trzeba patrzeć z szerszej perspektywy – pamiętając cały czas o jej źródle i celu. Widzieć trzeba trzy przemiany, a nie tylko jedną. Pierwszą była paschalna przemiana Chrystusa, czyli Jego śmierć i zmartwychwstanie. „Ta pierwsza, podstawowa przemiana przemocy w miłość, śmierci w życie pociąga za sobą inne zmiany” – mówił Papież. Na ołtarzu chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa. To druga przemiana. Musi ona jednak prowadzić do trzeciej: „Ciało i Krew Chrystusa zostały nam dane po to, abyśmy my sami z kolei zostali przemienieni. My sami mamy stać się Ciałem Chrystusa, Jego krewnymi”. Zauważmy, że najważniejsze jest tutaj to, co dotyczy przemiany osób, nie rzeczy. W języku biblijnym wyrażenie „ciało i krew” oznacza całą osobę. Jak mówi dosadnie ojciec Tomasz Kwiecień: „Ciało to nie kawałek mięsa, z którego można zrobić befsztyki”. „Ciało” oznacza całą osobę w relacji do innych. Chrystus, dając nam swoje „ciało i krew”, daje nam siebie z Bóstwem i człowieczeństwem.

Zróbcie Mu miejsce

Eucharystia jest miejscem spotkania. To przestrzeń, w której człowiek spotyka się z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panem. Jego historia wchodzi w naszą historię. On udziela nam siebie i wprowadza nas w krąg życia silniejszego niż śmierć. Znaki chleba i wina pełnią rolę pośredniczącą, komunikują miłość Chrystusa, który chce żyć w nas. Celebracja Eucharystii jest celebracją obecności Chrystusa we wspólnocie Kościoła. To On jest Gospodarzem uczty eucharystycznej, który gromadzi swoich przyjaciół. Boża obecność w Eucharystii nie jest celem samym w sobie. Jezus po to staje się pokarmem, aby zostać spożytym („bierzcie i jedzcie”), i napojem, aby być wypitym („bierzcie i pijcie”). On przychodzi po to, aby się spotkać, aby ofiarować wspólnotę losu i miłość silniejszą niż śmierć. „Cichy, bez chwały, daje nam się cały” – śpiewamy. Jezus nie daje nam czegoś, ale daje siebie samego. Czyni to w sposób niesamowicie pokorny. Tak jak dał się cały na krzyżu, tak samo daje się cały w Eucharystii. To ta sama miłość. Jego obecność ma charakter daru, zaproszenia, apelu: „Ja jestem dla ciebie, przyjmij Mnie, bądź dla Mnie, chcę komunii z tobą”. Adoracja Pana, obecnego pod postaciami eucharystycznymi poza Mszą św., pomaga usłyszeć ten głos. „Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba, pod przymiotami ukryty chleba”. W tych słowach Franciszka Karpińskiego można odkryć sens procesji Bożego Ciała. Chodzi o miejsce w naszym życiu, w naszych sercach. Im więcej pustki w nas, tym większy głód Boga. „Tyle bryka koło nas złotych cielców” – pisze ks. Twardowski. „Procesja toruje drogę łasce w świecie, w którym przechodnie pogubili się jak Jaś i Małgosia w ciemnym lesie”.

ks. Tomasz Jaklewicz