Maryja „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”. Na czym polegało to zachowywanie i właściwie dlaczego Maryja to robiła?

Dziwnym może wydawać się fakt, że kiedy mówimy o wcieleniu to Biblia z nieugiętym uporem stara się nas przekonać, że to nie tylko widzialne ciało pojawiło się miedzy nami, ale przede wszystkim Słowo (logos), które swój początek bierze jeszcze przed wiekami. W tym kontekście bardziej zrozumiała wydaje się postawa Maryi, która pieczołowicie strzeże Słowa w swoim sercu (chociaż widzi je także w małym Dziecku!). Wulgata tłumaczy greckie symbaloussa jako conservabat. Słuszne wydaje się skojarzenie z konserwowaniem, czyli utrwalaniem, zachowywaniem na później. To właśnie tutaj sensu nabiera praktyka medytowania i kontemplowania Słowa Bożego. Czytamy, rozważamy i przemadalmy Pismo Święte, aby je zakonserwować na później, aby gdy przyjdzie odpowiedni moment wyciągnąć je ze skarbca i zastosować w życiu. Chrześcijanin to ktoś, kto wierzy Słowu. To właśnie tutaj rozgrywa się cała walka o to, czym jest zaufanie i wiara. W moim doświadczeniu duszpasterskim i osobistym największą moc modlitwy wstawienniczej posiadają osoby, które właśnie w ten sposób spotykają się ze Słowem. Przeniknięci Logosem patrzą na świat przez pryzmat Słowa Bożego. Można by powiedzieć, że „widzą słowem”. Tego typu paradoks sprawia, że ludzie autentycznie pobożni i sprawiedliwi intuicyjnie kierują swoje myśli i pragnienie w kierunku Słowa Bożego. To tam czerpią inspirację, siłę i natchnienie do rozeznawania woli Bożej. Ludzie rozkochani w Logosie poznają Chrystusa i zachowują Go w sobie. Stają się podobni do Maryi, która dzięki zachowywaniu i rozważaniu Słowa stała się prawdziwym mieszkaniem dla Boga. Miłośnicy Słowa Bożego wydają się być nie z tego świata. Myślą inaczej, widzą więcej, słyszą słowa między wierszami, a jednocześnie prowadzą życie zupełnie normalne, a nawet prozaiczne. Posiadają swoje grzechy i słabości, a jednocześnie nie są nimi przytłoczeni, bo wszystko oddają Bogu. Stają się lichym narzędziem w rękach Geniusza. Czasami mogłoby się wydawać, że kontakt ze Słowem Bożym nie przynosi żadnych efektów, a nawet zaczyna na dłuższą metę nudzić. W tym jednak tkwi tajemnica, że owo „konserwowanie” powoduje, że nie znamy dnia ani godziny, gdy Słowo nas pokrzepi i umocni.  Często zdarza się tak, że Słowo Boże ujawnia swoją moc wtedy, gdy człowiek zaczyna doświadczać sytuacji granicznych. Wyprowadzeni na pustynię zaczynamy więcej słyszeć i rozumieć. Ważne jest wtedy, aby do głosu dochodziły słowa Boga, a nie na przykład pokusy, która również na pustyni upodobała sobie miejsce. Zatem nie traćmy czasu! Ważne jest to, aby sięgnąć po Pismo Święte i pozwolić mu działać. Tylko tak staniemy się ludźmi Słowa i zachowamy je w swoim sercu.