Kiedy zbliża się ten wyczekiwany dzień Bożego Narodzenia, na ogół bardzo jesteśmy podekscytowani, radośni i z utęsknieniem czekamy na ten wigilijny zmierzch, by zasiąść do wspólnej, wigilijnej wieczerzy, podzielić się Opłatkiem , złożyć sobie nawzajem życzenia, obdarować bliskich i przyjąć od nich upominki, wspólnie zaśpiewać kilka kolęd przy blasku świątecznego drzewka, uczestniczyć w mszy św. pasterskiej. Tak to na ogół przebiega w chrześcijańskich rodzinach, które od wieków kultywują ten świąteczny rytuał. Ale może wypada też, choćby przez chwilę pomyśleć, jak to było, kiedy Maryja i Józef – używając współczesnego języka – postanowili dopełnić obywatelskiego obowiązku, by spisać swoje personalia, w zasądzonym spisie powszechnym. Z Nazaretu do Betlejem to kawał drogi, około 150 km. Dzisiaj samochodem to około 2 godziny wygodnej jazdy, a przecież my, uczestnicząc w spisie powszechnym, idziemy do najbliższego punktu spisowego, a możemy też się spisać przez Internet, nie ruszając się z miejsca, a niektórzy z nas, nawet ten obowiązek zaniedbują. Maryja, udając się w drogę, od dziewięciu miesięcy była już w stanie błogosławionym, a mimo to uznała, że nie może zaniedbać tego obowiązku. Ale nie wsiadła do wygodnego pojazdu, a jedynie mogła doraźnie korzystać z niewygodnego grzbietu osiołka. Zapewne kobieta, która jest matką swego dziecka, lepiej oddałaby ten trud podróży, ale wszyscy wiemy, jaki to wyjątkowy i bolesny niejednokrotnie czas w życiu kobiety. A Maryja, przez kilka dni, zmagając się z niewygodami, cierpliwie szła, niosąc w swym łonie, swego Boskiego Syna. Zapewne cierpiała, nękał ją ból, nie miała przecież żadnych środków znieczulających, a Józef mógł Ją jedynie pocieszać, sam przeżywając swoją bezsilność na to wszystko, co los im zgotował. A jednak szli, wiemy, jak Ich przyjmowano, pozostała Im stajenka. Maryja nie trafiła do oświetlonej, ciepłej izby porodowej, otoczona personelem lekarskim. Dziecko na żłobim sianie, „ogrzewane” woła i oślim oddechem. I trwali bez narzekania, zmuszeni jeszcze do ucieczki, by ochronić swego nowonarodzonego Jezuska. Trud drogi, którą Oni przebyli, winien być dla nas doskonałym, tchnącym wielką nauką przykładem, jak pokonywać trudności życia, i z wiarą, i nadzieją iść im naprzeciw, ufając, że Bóg nigdy nas nie zostawi samymi, jeśli tylko pójdziemy drogą, którą On nam wyznaczył, mimo, że będzie ona nieraz wyboista. Dzisiaj łatwo nam to wspominać, a trzeba, byśmy oczekując Bożych narodzin, umieli docenić trud Maryi i Józefa, i pamiętać, co my Im zawdzięczamy, bo to właśnie Oni przyczynili się do tego, że Ich Syn, bezpiecznie się narodził, dzięki Ich pracy wzrastał, i stał się dla nas Zbawicielem. Pamiętajmy zatem zawsze i niezmiennie o Ich poświęceniu, okażmy w modlitwach naszą wdzięczność, a wówczas w pełni odczujemy magię świąt Bożego Narodzenia, czego Wszystkim życzę.
Z najlepszymi życzeniami

Janusz Marczewski