W życiu niemalże każdego człowieka, co roku odchodzi ktoś z najbliższej rodziny, przyjaciół, znajomych. Ta nieuchronna rzeczywistość niesie za sobą prze- ogromny ból, żal, poczucie utraty celu dalszego życia, ale nieraz też ulgę dla umęczonej rodziny . Wszyscy przeżywamy to uczucie; jest nam bardzo trudno dostosować się do nowego stanu psychicznego, niektórzy nie potrafią sobie z tym poradzić. Depresja, którą wywołuje utrata najbliższej naszemu sercu osoby jest nieraz tak dokuczliwa, że jesteśmy świadkami targnięcia się na własne życie . Taki czyn jest jednak wykroczeniem przeciw prawom Boskim. Nie my jesteśmy dawcami życia; nie możemy zatem bezkarnie rozporządzać tym, co nie należy do nas . A zatem, jak sobie z tym poradzić. Człowiek wierzący winien przede wszystkim pamiętać o tych prawach. Pamiętać o nich zawsze, a nie zapominać wówczas, gdy dotyka nas nieszczęście. Łatwo to napisać, trudniej przestrzegać . Dlatego musimy się do tej sytuacji przygotować. Najczęściej z utratą bliskiego każdy z nas się liczy. Uświadamia sobie, że kiedyś i jego spotka ta przykra okoliczność . I tak długo jak może, odsuwa na plan dalszy to, co nieuchronnie nadejdzie. Trudno sprecyzować to w ten sposób, byśmy nastawiali się pozytywnie do tej sytuacji. Jednak nasze przygotowanie winno dać nam odpowiedź, jak się zachowamy, gdy to nieszczęście na nas spadnie . Przede wszystkim zaufajmy Bogu. Pan Jezus mówił: „przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię”. Pamiętajmy o tej obietnicy . To źródło nadziei zawsze gotowe jest zaspokoić nasze pragnienie. Zaczerpnijmy z niego potrzebnej mocy, a przekonamy się, o ile będzie nam łatwiej. Ale przede wszystkim uwierzmy w zbawczą moc modlitwy i zaufania Bogu . Modlitwa jest ukojeniem bólu, który nam dokucza, łagodzi stres, niesie nadzieję, pozwala przetrwać najtrudniejszy okres, przywraca spokój. Spójrzmy również na nasze życie przez pryzmat tego wszystkiego, co było naszym udziałem we wspólnym bytowania z utraconą osobą . Ile ona dla nas znaczyła . Była przecież darem Boga nam danym. Umiejmy i zechciejmy to docenić. Ile szczęśliwych dni przeżyliśmy razem, jak nas ona wspierała, jak pomagała nam w pokonywaniu przeciwności życia, ile dawała nam radości, jak się trudziła, by nam było lżej, jak nas umacniała pociechą, gdy nam było trudno . To nie mało. Dzisiaj, gdy jej zabrakło, nie rozpaczaj, nie rozdrapuj ran. Uszanuj to wszystko, co po drogiej osobie pozostało. Uszanuj jej pamięć, ofiaruj jej modlitwę. Pamiętaj o tym, co było sensem waszego wspólnego życia, waszego szczęścia, radości, ale i smutku. Bo takie jest ludzkie życie. Pamiętajmy także, że ze śmiercią nie kończy się nasze życie. Rodzimy się do nowego życia, a zatem nie wolno nam tracić nadziei, że z utraconą osobą ponownie się spotkamy w przyszłym życiu. Pamiętajmy także, że śmierć jest etapem naszego ziemskiego pielgrzymowania . Jezus Chrystus też poniósł śmierć i to męczeńską, dla naszego zbawienia. Spójrzmy zatem na utratę bliskiej osoby także przez tę ofiarę i zmartwychwstanie. Spójrzmy przez ból Matki Jezusa i odpowiedzmy sobie, czy nasz ból jest porównywalny. Śmierć bliskiej nam osoby jest następstwem choroby, bądź biologicznym wyczerpaniem organizmu. Jest też nieraz efektem czynów grzesznych . Jezus odchodził z tego świata sponiewierany, zelżony, po ludzku umęczony, a okrucieństwo śmierci krzyżowej przepełniło niewyobrażalność bólu Jego samego, jak i Matki Jezusa, która stojąc pod krzyżem nie mogła Mu pomóc . My najczęściej towarzyszymy odchodzącej osobie, do końca łagodząc jej cierpienie; nasza bliskość zapewne jest przez nią wyczuwalna, upewnia ją, że nie odchodzi osamotniona. Możemy sobie to chyba wyobrazić . Odchodząc z tego świata chcielibyśmy też doświadczyć bliskości drogich nam osób, mieć świadomość, że po naszej śmierci jest ktoś, kto zadba o nasz pochówek, może o dokończenie czegoś, czego nam nie udało się już zrealizować, że jest ktoś, komu możemy przekazać naszą wolę, nasze ostatnie życzenie. Niechaj zatem rozstanie z najbliższą osobą nie będzie dla nas wyrokiem. Niech obudzi drzemiącą nadzieję, że nie wszystko jest skończone, że nas tylko czas rozłączył. Nadejdzie dzień, gdy połączymy się z naszymi bliskimi i na zawsze pozostaniemy razem . Niech ta nadzieja umocni każdego z nas, gdy przyjdzie moment rozstania, gdy przyjdzie chwila zwątpienia. Z tą wiarą potrafimy przejść ten trudny okres, wierząc w to, co Pan przygotował dla nas w przyszłym życiu.
P.S. Mało kto z czytelników wie, jak np. umierał nasz wielki rodak, kompozytor Fryderyk Chopin (Szopen). Ostatnie chwile muzyka opisał serdeczny jego przyjaciel ks. A. Jełowicki. Oto fragmenty *):
……..”podałem Szopenowi Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Wziął krzyż w obie ręce. Z oczu trysnęły mu łzy. – Czy wierzysz ? zapytałem. – Wierzę – odpowiedział. – Jak cię matka nauczyła ? – Jak mnie matka nauczyła. I wpatrując się w Pana Jezusa Ukrzyżowanego, w potoku łez odbył spowiedź świętą. Przyjął Wiatyk i Ostatnie Namaszczenie, o które sam prosił”……… „17 października już mu tchu nie stawało. Tłum przyjaciół wcisnął się do pokoju. Wtem Szopen otworzył oczy, zapytał : – Co oni tu robią ? Czemu się nie modlą ? I padli wszyscy na kolana i odmówili Litanię do Wszystkich Świętych”………. …….”Co chwila wołał: – Jezus, Maryja ! – i całował krzyż z zachwytem wiary, nadziei i wielkiej miłości. Słabnącym głosem mówił: – Kocham Boga i kocham ludzi…….Dobrze mi, że umieram……Módlcie się za mną, do widzenia w niebie ! W samem skonaniu jeszcze raz powtórzył najsłodsze Imiona : Jezus, Maryja, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: – Jestem już u źródła szczęścia. I skonał…….”

Literatura:*)Walka o dusze ludzkie”, Ks. dr Julian Młynarczyk, 1936 r. wyd. II

Janusz Marczewski