Życie pisze nieprawdopodobne scenariusze. Z Polski do USA – i to prosto w szeregi United States Marines Corps (Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych). Polka-amerykański żołnierz służyła w wielu krajach całego świata, by ostatecznie wrócić z powrotem do ojczyzny i założyć całkowicie inny “uniform” – zakonny habit. Zaledwie 28-letnia Jadwiga Strechowicz przebyła niesamowitą drogę.
Z okazji trwającego od grudnia 2014 Roku Życia Konsekrowanego światło dzienne ujrzała niezwykła historia powołania pewnej Polki. Słowo “powołanie” ma w tym kontekście znaczenie podwójne, biorąc pod uwagę wojskową i klasztorną “karierę” Jadwigi Strechowicz.
Szczegółami swojej służby podzieliła się z dziennikarzami na spotkaniu zorganizowanym przez polski episkopat.
Rodzina pani Jadwigi wyemigrowała z Polski do USA. W Stanach Zjednoczonych kobieta wstąpiła do korpusu piechoty morskiej – kultowych “marines”. Co nią kierowało? Sama przyznaje, że chciała po prostu przeżyć “przygodę życia”. W w korpusie marines spędziła kilka lat, a jej służba przebiegała dość intensywnie – pracowała w różnych częściach świata, m. in. w Japonii, Rosji, Botswanie. Była kierowcą zawodowym, zajmowała się ochroną amerykańskich placówek dyplomatycznych. Choć zdawałoby się, że osoba, która pełni służbę tego rodzaju, musi raczej twardo stąpać po ziemi, to właśnie w armii Jadwiga Strechowicz odkryła powołanie do życia zakonnego.
Powróciła do Polski, by wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Albertynek Pomagających Ubogim, żeńskiego odpowiednika zakonu albertynów założonego prze legendarnego brata Alberta (Adama Chmielowskiego) – artysty, który porzucił sztalugi, by bez reszty oddać się pracy na rzecz nędzarzy.
Siostra Jadwiga niejako poszła w ślady założyciela wybranego przez siebie zgromadzenia i porzuciła karabin. Aktualnie jest u albertynek nowicjuszką. Jak sama przyznaje, doświadczenia z armii są na jej nowej służbie niezwykle pomocne, a życie klasztorne, choć pozornie odmienne od wojskowego, jest w swej istocie do niego podobne. – Niesamowicie cieszę się tym, że nauczyłam się współpracy z innymi ludźmi. Ważność i wartość drugiego człowieka, z którym współpracujesz jest niesamowicie istotna. W wojsku bardzo ważne jest to, że nie jesteś sam. Jest się drużyną – to doświadczenie pomaga mi żyć we wspólnocie, być bardziej otwartą na drugiego człowieka – mówi Jadwiga Strechowicz.
dziękuję za słuszną uwagę
W ciekawym artykule wkradł się zasadniczy błąd: “W armii spędziła kilka lat, a jej służba przebiegała dość intensywnie “. Otóż bohaterka artykułu nie służyła nigdy w armii. Służyła w Korpusie Marines, który (obok Armii, Marynarki wojennej, Sił powietrznych i straży wybrzeża) stanowi jeden z pięciu rodzajów sił zbrojnych. Tak więc “Armia” i “Wojsko” to nie są synonimy w przypadku sił zbrojnych USA.