„Uczcijmy teraz to „wieczne życie”, z którego i życie samo, i każde życie pochodzi, i dzięki któremu życie rozrasta się na te wszystkie byty, które w jakimkolwiek stopniu uczestniczą w życiu, sposobem każdemu właściwym. […] boskie życie, wyższe nad każde życie, daje życie i istnienie życia samego” – Pseudo-Dionizy Areopagita Imiona Boskie
Bóg jest żywy, Jezus dysponuje życiem, daje je w obfitości (zob. J 10, 10), On sam jest życiem (zob. J 14, 6). Przejście ze śmierci do życia dokonuje się w każdym, kto wierzy w Chrystusa (zob. J 5, 24). Mówi się, że Ojcowie Kościoła myśleli o tym znacznie częściej niż ludzie współcześni, że byli znacznie bardziej eschatologiczni. Żyli w oczekiwaniu „odnowienia wszystkich rzeczy” (Dz 3, 21). Ten ostateczny cel świata ma jednak swoje korzenie już w teraźniejszości. Dlatego zdarza się, że koncentrują się bardziej na tym czy innym aspekcie życia wiecznego. W średniowieczu wielokrotnie pojawiały się okresy, gdy ludzie oczekiwali bliskiego końca świata. Kaznodzieje grozili nim, aby obudzić potrzebę skruchy. Dziś jest to wręcz w modzie, ale słusznie wskazuje się, że powinniśmy się skupić na równoczesnej możliwości czynienia dobra, za które po śmierci otrzymamy nagrodę. Kiedy i jak to nastąpi, o to nie musimy się martwić. Natomiast celem mnichów kontemplacyjnych było „widzieć Boga”, który obecny jest już teraz, czuć się już teraz przeniesionym w wieczność, naśladować w tym życiu duchy anielskie. Wydaje się, że taka postawa odwraca uwagę od prawdziwego życia, ale może też przynosić inny skutek. Można to wyjaśnić na przykładzie. Pewna założycielka żeńskiego zakonu pielęgnowała chorą, która bardzo cierpiała. Zachęcała ją do modlitwy, ale usłyszała odpowiedź: „Gdyby istniał Bóg, to nie byłabym tu w takim stanie”. Siostra pielęgnowała ją nadal. Po pewnym czasie chora ponownie się odezwała: „Bóg musi istnieć. To dobre, co siostra dla mnie robi, to jest tak wielka rzecz, że nie może zaginąć”. Jest to piękne pojmowanie życia wiecznego. Za dobre czyny na ziemi nie będziemy po śmierci nagrodzeni jakimś innym dobrem, lecz samo dobro, wykonane na ziemi, otrzymuje w Chrystusie wieczną wartość. Dlatego najlepszą definicją niebiańskiego szczęścia jest „wieczna liturgia”, w której wszystko się przypomina. (kard. Tomasz Spidlik)