Zakonnik, stygmatyk († 1942)Wspomnienie 12 maja

Młody Bogdan Mandić, z pochodzenia Chorwat, pragnął tylko jednego: zostania misjonarzem. W wieku szesnastu lat wstąpił do kapucynów w Wenecji i przyjął imię Leopold. Miał tylko 135 cm wzrostu, jąkał się i poruszał niezdarnie i przez całe życie walczył z licznymi dolegliwościami. Ponieważ miał wadę wymowy, nie mógł głosić kazań ani pojechać na misje. Ostatecznie został wysłany do Padwy, gdzie miał zostać spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Spędził tam prawie czterdzieści lat w małej, nie ogrzewanej celi, słuchając spowiedzi przez dziesięć do czternastu godzin dziennie, dlatego znany jest jako „apostoł sakramentu pojednania”. Jego radością było Boże miłosierdzie. „Daję moim penitentom jedynie małe pokuty, gdyż resztę robię sam” – powiedział kiedyś. Leopold, cierpiący na przewlekłe bóle brzucha i artretyzm, składał każdy dzień w ofierze w intencji odnowienia jedności między Kościołem łacińskim i Kościołami wschodnimi. Podczas jego Mszy kanonizacyjnej w 1983 r. św. Jan Paweł II powiedział, że Leopold „swoje ekumeniczne powołanie przeżywał w całkowitym ukryciu”. Umarł w Padwie otoczony braćmi kapucynami, w chwili, gdy śpiewali ostatni werset Salve, Regina: „O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo”. Przepowiedział zbombardowanie podczas II wojny światowej swojego klasztoru – z którego ostała się tylko cela, w której spowiadał.

Wszechmogący Boże, przez wstawiennictwo św. Leopolda spraw, abym zawsze się otwierał na źródło Twego miłosierdzia w sakramencie pojednania.