Gdy byłem Szawłem i siedziałem pośród szat,
Moje oczy były kamieniami i nie widziałem nieba
Otwartego na przyjęcie ducha umęczonego Szczepana.
Gdy byłem Szawłem i siedziałem pośród skał,
Zatrzasnąłem me oczy i mózg uczyniłem grobem,
Zamkniętym na pieczęcie głazów toczących się przez mój rozum.
Gdy byłem Szawłem i szedłem po rozżarzonej pustyni,
Moja droga była spokojna jak skała.
Bałem się, że słowo rozedrze światłem wysokie południe
i zamknie moje życie czyniąc mnie szalonym:
Wtedy usłyszałem Głos, który mnie powalił.
Związał mój oddech, w białe płótna udręki mnie spowił
I złożył w trzydniowym grobie
Aż odnalazłem me zmartwychwstanie w przejrzeniu.
O Chryste! Oddaj mi me życie, pójdź przez Damaszek,
Znajdź mego Ananiasza, który jest w pobliżu:
Rządź nim – jak zwykłeś czynić – podczas mego snu,
On zna moje zamknięcie, włada mym okupem,
Czeka na Twoje słowo, aby wziąć swe klucze i przyjść.
Thomas Merton, Wybór wierszy, s. 107