„Miłosierdzia, Boże mój, miłosierdzia”.
Jan Cidade Duarte „Wieczorami, z wielkim koszem na plecach i z dwoma kociołkami przywiązanymi po bokach, wędrował po zamożniejszych dzielnicach Grenady i wołał:
„Kto chce zrobić coś dobrego dla siebie? Bracia moi, przez wzgląd na miłość Bożą, czyńcie dobro dla samych siebie”!”.
„Bracia, czyńcie dobro!” – to właśnie zawołanie stało się mottem zakonu bonifratrów (fatebenefratelli), dobrych braci. I należy pamiętać, że nie chodzi tu wyłącznie o nawoływanie do troski o najbiedniejszych. Podstawowy sens tkwi bowiem w tym, by czyniąc dobro dla bliźniego, działać dla własnego dobra. Nie można bowiem prawdziwie kochać biednych, jeśli nie jest się świadomym własnego duchowego ubóstwa i nie odczuwa się potrzeby ubogacenia swego nędznego życia dobrem świadczonym samemu sobie poprzez czynienie dobra dla innych. Święci, którzy kochali ubóstwo i ubogich, posiedli skarb cenniejszy niż wszelkie bogactwa. Dzieła miłosierdzia nie są spotkaniem ubogich i biednych. Jest to raczej wymiana darów, w której biedak obdarowuje innego biedaka, bo choćby był najbogatszy, wszystko, co posiada, zostało mu dane po to, by „gromadził sobie skarby w niebie”, czyniąc dobro na ziemi.
W dawnym Brewiarzu na dzień wspomnienia Jana Bożego wpisano następujący komentarz: „Nauczając miłosierdzia, dowiódł, że płomienie zewnętrzne mniejszą miały nad nim władzę niż ogień, który spalał go od środka”. A współczesny biograf napisał: „Był to człowiek, który pragnął spotkać świętego Jana Bożego – i odkrył go w samym sobie”.