Święty Patryk – były irlandzki niewolnik, który miał odwagę przebaczyć, wrócić na wyspę i odpłacić dobrem za doznane cierpienie.
W 433 r. płynął do Irlandii po raz drugi. Wracał do kraju, w którym doświadczył wielu cierpień i upokorzeń jako niewolnik, ale nie po to, by się mścić. Ten, który jest Bogiem miłosierdzia, nakazał Patrykowi, by zaniósł swoim prześladowcom Ewangelię. I Patryk posłusznie ruszył z powrotem do miejsca, które kiedyś było dla niego czyśćcem.
Św. Patryk i czyściec niewoli
Za pierwszym razem trafił na Zieloną Wyspę jako szesnastolatek. Porwali go irlandzcy piraci i sprzedali jednemu z wodzów plemiennych, a ten wysłał chłopaka do pilnowania stad owiec. Patryk miał wiele czasu na przemyślenia i modlitwę.
Odkrył, że był letni religijnie i że to właśnie nie podobało się Bogu. A przecież urodził się w Brytanii jako syn diakona i bliskiej krewnej św. Marcina z Tours – wydawałoby się, że idealna chrześcijańska rodzina!
Trzeba było jednak sześciu lat na zimnie, wietrze i w deszczu na północy Irlandii, w ciągłym zagrożeniu ze strony złodziei owiec i właściciela, do którego należał chłopak, by ten ostatni osiągnął duchową dojrzałość.
I kiedy Bóg uznał, że Patryk jest gotowy, zesłał sen, w którym nakazał młodemu mężczyźnie, by wyruszył szybko na plażę. Po przejściu 200 mil (ok. 320 km) znalazł na wybrzeżu, tym razem dla odmiany brytyjski okręt piracki i jego współziomkowie odwieźli go do Brytanii.
Opactwa i sny
Tu został mnichem. I tu znów, jak zapisał w swoim „Confessio”, miał sen. Zobaczył człowieka, który przybywał z Irlandii i niósł listy, z których jeden dał Patrykowi. Kiedy ten otworzył pieczęć, usłyszał głosy wołające po irlandzku: „O święty młodzieńcze, wróć do Erin i znów wędruj wśród nas!”. Przerażające wezwanie dla kogoś, komu Zielona Wyspa kojarzyła się tylko z upokorzeniem i bólem.
Jednak młody mnich przyjął to wyzwanie i… wyruszył do Galii, czyli na tereny współczesnej Francji. Tam w opactwie St. Germain spędził osiemnaście lat na studium, modlitwie i przygotowaniu do misji. To było potrzebne, jednak kiedy w latach trzydziestych V w. wylądował wraz z towarzyszami na Wyspie u ujścia rzeki Vantry, najcenniejsze okazały się umiejętności, które bp Patryk zawdzięczał swojej niewoli: znajomość języka, kultury, wierzeń i mentalności mieszkańców Irlandii.
Nie był pierwszym misjonarzem chrześcijańskim na wyspie, ale był pierwszym, który Ewangelię przekazywał jej mieszkańcom w ich rodzimym języku. Bóg największy dramat jego życia przemienił w źródło owocowania jego misji.
Podbój Zielonej Wyspy
Patryk nie niszczył pogańskich miejsc kultu, nie negował form oddawania czci (poza tymi, które były całkowicie sprzeczne z wiarą w Chrystusa) ani nie ingerował za bardzo w kalendarz świąt. Po prostu pokazał Irlandczykom, że chociaż po omacku, to jednak dobrze rozpoznają kierunek poszukiwań Boga. I zaproponował im chrześcijańską interpretację ich religii.
Prześladowali go druidzi, więzili wodzowie plemion, nienawidzili handlarze niewolników (Patryk bardzo jednoznacznie potępiał niewolnictwo jako sprzeczne z godnością człowieka). Wiele czasu spędził na podróżach misyjnych i równie wiele w więzieniach i na rozprawach sądowych.
Czynił też wiele cudów, chociaż największym chyba pozostaje to, że kiedy umierał czterdzieści lat po przybyciu do Irlandii, wyspa była w pełni zewangelizowana. Była usiana opactwami mnichów, szkołami i kościołami. Wraz z chrześcijaństwem przyszła edukacja, kultura piśmienna, mnisi przywieźli także dzieła rzymskich klasyków, przekształceniu uległa również struktura społeczna (znikł podział na kasty) i z epoki kamiennej Irlandczycy przeszli od razu do świata cywilizacji łacińskiej.
Kilkadziesiąt lat później mnisi irlandzcy ponownie przyniosą Słowo Boże na tereny Brytanii, która została w międzyczasie zalana pogaństwem. A w IX w. przyjadą do Galii, by tu ponownie zaszczepiać chrześcijaństwo i cywilizację. Historia zatoczy koło, a jego osią będzie były irlandzki niewolnik, który miał odwagę przebaczyć i odpłacić dobrem za doznane cierpienie.
Święty Patryk umarł w zapomnieniu, jednak bardzo szybko jego postać zaczęła obrastać legendami. Do naszych czasów zachowała się jego autobiografia, co świadczy o tym, że był kimś na tyle ważnym, że przekazywano ją przez wieki. Najwięcej jednak mówią o nim dzieła, które pozostawił.