Do gór trzeba dorosnąć, a nie góry obniżyć do siebie.
Władysław Krygowski
Maryja obrała drogę trudną, najtrudniejszą. Z całą świadomością przyjęła to Dziecko, z którym starzec Symeon złączył bolesną przepowiednię: „Twoją duszę miecz przeniknie”. Pragnąc ocalić Syna przed krwawym mieczem Heroda, podjęła trud ucieczki w obce strony, do ziemi egipskiej.
Z bólem serca poszukiwała dwunastoletniego Jezusa zagubionego pośród pątniczego tłumu w Jerozolimie. Ileż przeżyła, stojąc na szlaku Jego drogi krzyżowej. Spotkanie uwięzionego z Matką było z pewnością otucha dla dla Jezusa, ale jednocześnie boleścią dla Maryi. Krzyżowanie, przebicie martwego boku Syna, zdjęcie z krzyża i złożenie do grobu było Jej męczeństwem, treścią Jej trudnego macierzyństwa. Wierne, do końca, trwanie przy swej pierwszej decyzji przyjęcia Syna Bożego czyni Ją Królową męczenników. To za Jej wzorem, często z Jej imieniem na ustach całe zastępy wiernych szły na areny cyrkowe, poddawały się torturom i męczarniom. Maryja otwiera ten męczeński orszak. Była pierwszą, która wiele wycierpiała dla Jezusa, która całe swoje życie Jemu oddała. Decyzja wejścia na trudną drogę uczciwości, prawdy, wierności jest pójściem za Jej przykładem. Męczennikiem staje się każdy, kto przez wierność ewangelicznym ideałom w swoim czasie jest świadkiem Jezusa.
PSALM DOBREJ WOLI
(fragment)
Spójrz na Nią, Panie! – gdy z dusz onych rzeszą,
Co wokół wieńcem powietrznianym spieszą,
Z wolna ku Tobie wznosi się bezmiarem –
Wszystkie się ku Niej gwiazdy rozmodliły,
Wszystkie w przestworach wirujące siły
Zmiękły pod smętnym rozrzewnienia czarem!
Coraz to wyżej – jakby na powieniach,
Wschodzi, niesiona na tych bladych cieniach,
Płynie w lazury, za dróg mlecznych chmury,
Płynie za słońca, taka bielejąca,
Coraz to wyżej – do góry!
Spójrz na Nią, Panie! – Śród Serafów grona
Oto u tronu Twego rozklęczona –
A na Jej skroniach lśni polska korona –
I płaszcz błękitny zamiata promienie,
Z których tam przestrzeń – i wszystkie przestrzenie
Czekają – modli się bardzo po cichu –
Poza Nią, stojąc, płaczą ojców mary –
W dłoniach Jej śnieżnych jakby dwa puchary –
Krew Twoją własną w prawym Ci kielichu
Podaje, Panie -a w lewym, co niżej,
Krew krzyżowanych na tysiącach krzyży
Poddanych swoich – krew płynną przez lata
Po wszystkich ziemiach pod mieczem Trójkąta!
I boskim, tamtym wzniesionym kielichem
Błaga drugiemu przełaski Twej, Panie!
Przepaść tymczasem wielkim huczy śmiéchem –
Podplanetarnych fal jej słychać granie –
Wężowych głębin splotami wciąż toczy –
Mgłą, wichrem, pianą zalewa nam oczy,
By nas prześmiertnić w kłamcę i mordercę!
Nie widzi, marna, co dzieje się w górze –
Nie widzi, marna, że niczym jej burze,
Gdy takie za nas tam dręczy się serce!
Zygmunt Krasiński (1812-1859)