Była cesarzową. Na ikonach Kościołów wschodnich przedstawiana jest w pełnym „cesarskim rynsztunku” – w diademie, obwieszona klejnotami, okryta purpurą. Potężna kobieta władzy, od której zależą losy milionów. Jak wykorzystała te możliwości?

Nic nie zapowiadało zawrotnej kariery Flawii Julii Heleny, zwanej później Augustą, córki karczmarza, która urodziła się na obrzeżach Cesarstwa Rzymskiego w połowie III w. w Bitynii, a może w Naissus, czyli Niszu w dzisiejszej Serbii, daleko od oszałamiającej swą potęgą i blichtrem cesarskiej stolicy. Historycy i pisarze wczesnochrześcijańscy podają sprzeczne informacje, nie wiadomo, jak było naprawdę.

Pochodząca z ludu właścicielka oberży, która być może odziedziczyła interes po ojcu, wiodła zwyczajne życie do chwili, gdy przyciągnęła uwagę zarządcy prowincji Konstancjusza Chlorusa. Musiała być piękna, bo wziął ją za konkubinę, co w owych czasach było akceptowane, choć prawo słabo chroniło kobiety, pozostające w takich związkach.

Nim wspięła się na szczyty władzy, Helena była podrzędna, gorsza, co boleśnie odczuła, gdy jej partner, ojciec jedynego, ukochanego syna Konstantyna, z wyrachowania ożenił się z pasierbicą cesarza Maksymiana, a konkubinę wraz z synem odesłał do pałacu cesarskiego w Trewirze. Było to zesłanie, trwające długie siedemnaście lat. Konstantyn był w tym czasie w nieporównanie lepszej sytuacji – wojował, tworzył historię.

Znała Helena smak życia dołów społecznych, ludzi zmarginalizowanych i nieistotnych. Może z tego powodu łatwiej było jej przyjąć dobrą nowinę o urodzonym w zapadłym zakątku Imperium cieśli, który był wcielonym Bogiem i ujmował się za najsłabszymi, jadał z celnikami, bronił nierządnicy, rozmawiał z Samarytanką, a na koniec zginął na krzyżu haniebną śmiercią niewolnika, żeby ocalić każdego – urodzonego i w purpurze, i w nędzy.

Los matki i syna zmienił się radykalnie, gdy po śmierci władcy legioniści, zgodnie z częstą praktyką, obwołali cesarzem Konstantyna. Kochający syn, może po to, żeby wynagrodzić jej lata upokorzeń, nadał matce najwyższe tytuły „najszlachetniejszej niewiasty”, „augusty”, czyli cesarzowej, a na monetach wybijano wizerunki matki i syna.

Obydwoje łączyła głęboka więź, może dlatego mieli podobne wizje i sny, w których widzieli krzyż. Konstantyn, znamienity dowódca, z biegiem czasu stał się władcą całego popękanego wcześniej na części Imperium Rzymskiego, pokonując kolejno swoich rywali. Jednym z nich był syn poprzedniego cesarza, Maksencjusz. Przed bitwą Konstantyn miał zobaczyć na niebie świetlisty krzyż, otoczony napisem: In hoc signo vinces – W tym znaku zwyciężysz. Kazał umieścić ten znak na sztandarach i tarczach swych żołnierzy. Rzeczywiście, pokonał Maksencjusza w bitwie przy moście Mulwijskim. Zaraz po zwycięstwie, w 313 roku ogłosił edykt tolerancyjny, przyznający chrześcijanom wolność wyznawania ich wiary. Rozpoczął tym nową erę w dziejach.

Helena, choć miała około siedemdziesięciu pięciu lat, planowała pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Była już ochrzczona i oto miała sen – zobaczyła w nim krzyż, niesiony przez anioły. Wyruszyła w drogę śladami ukochanego Mistrza: była w Betlejem, na Górze Oliwnej i na Kalwarii w Jerozolimie. Po swoim nawiedzeniu pozostawiała w świętych miejscach trwałe pamiątki – wspaniałe bazyliki. Jako druga osoba po cesarzu miała nieograniczony dostęp do skarbca władcy i pieniądze wydawała na budowę świątyń. Najwspanialszą z nich wzniosła na Kalwarii, sprofanowanej przed laty przez cesarza Hadriana. Kazała oczyścić najświętsze z miejsc. I choć od śmierci Zbawiciela upłynęło ponad 300 lat… wykopała z ziemi Golgoty trzy krzyże. Nie wiedziała, na którym umarł Pan Jezus, ale, jak podaje tradycja, pomógł jej biskup Makary, który poradził jej, aby dopuściła do krzyży chorą kobietę, a ona przy jednym z nich cudownie ozdrowiała. Do Rzymu przywiozła Helena nie tylko Krzyż Pana, ale także gwoździe, którymi został przybity, oraz Święte Schody z pałacu Piłata.

Była hojna i wspaniałomyślna, ale pochłaniała ją nie tylko budowa wielkich bazylik, oszałamiających dziełami sztuki i kunsztem architektonicznym. Nie zapomniała o losie ubogich – wiele pieniędzy z cesarskiego skarbca wydawała na pomoc i opiekę nad ubogimi, wdowami, sierotami, uwalnianie więźniów, wykupywanie niewolników i jeńców.

W tym czasie jej syn tworzył nowe prawodawstwo. Nie tylko zakończył prześladowania chrześcijan, ale zakazał wykonywania kary śmierci przez ukrzyżowanie, niedziela miała być dniem świątecznym dla chrześcijan, zwolnił kapłanów chrześcijańskich z podatków i służby wojskowej, wprowadził nowe prawo małżeńskie, które utrudniało rozwody, zakazywało konkubinatów.  Sieroty i wdowy trzeba było otaczać opieką, prawo broniło niewolników i zakazało krwawych walk gladiatorów.

W tym samym czasie kobieca wrażliwość Heleny pokazała, czym jest chrześcijaństwo, wcielone w czyn. Dzięki niej nowe pokolenie rzymskich obywateli  widziało, że wiara kształtuje życie, które ma być miłosierne i skupione na Bogu.

Wielka cesarzowa nie była świętą idealną, miała w sobie skazy. Źle odnosiła się do dzieci Konstancjusza, które były konkurentami do cesarskiego diademu. Historycy milczą, czemu Konstantyn skazał na śmierć własnego syna Kryspusa, a później swą drugą żonę Faustę, i co działo się w cesarskiej rodzinie.

Zmarła w Nikomedii, choć i tu źródła nie są zgodne, bo są dziejopisarze, którzy podają, że w Rzymie, a kochający syn wybudował na jej cześć mauzoleum. Potomni zgodni są co do jednego: była niezwykła, nazywali ją wielką panią, godną wiecznej pamięci. Kościół szybko zaliczył ją w poczet świętych, co naturalne – była jedyną taką cesarzową w dziejach. Na przełomie nowej ery chrześcijaństwa bezbłędnie poszła drogą, którą zapowiedział świetlisty krzyż. A skazy na jej życiu przypominają potomnym, że Bóg buduje nawet najszersze swoje drogi rękoma grzeszników.  

  

Alina Petrowa-Wasilewicz  jest wieloletnią dziennikarką Katolickiej Agencji Informacyjnej i autorką kilkunastu książek