Upływa dziś półtora roku od mej „cywilnej śmierci” w tym zamaskowanym obozie koncentracyjnym, odgrodzonym wstydliwie od świata festonami drutów, kabli, zasieków kolczastych, murów, posterunków itd. Nie mam przy sobie nic, co nie nosiłoby na sobie śladów cenzury nad moim mózgiem, czynami, życiem… Jest to niezwykle ciężka świadomość dla człowieka stworzonego do wolności… Ale każde cierpienie ma swój głęboki sens, który powoli odsłania się, jak upływają dni i przepływają bóle. To jest sens Boży, nie ludzki…
Cierpienie kapłana ma zawsze Boży sens, gdyż jest on „postawiony na znak”… Jeśli więc to jest Tobie, Chryste, i Twemu Kościołowi potrzebne – nie odmawiam Ci niczego, choć wiem, jak trudno jest dać z siebie nawet niewiele. Piszę to z lękiem, czy podołałbym, gdybyś chciał korzystać z mego przyzwolenia. Ale nie mogę odmówić Ci, gdyż Bogu Ojcu, Miłości, Zbawcy, Kościołowi, Ojcu Świętemu, duszom odkupionym, owczarni mojej – niczego odmówić nie mogę. Może liche życie moje potrzebne jest właśnie dlatego, bym stał się argumentem Prawdzie! Może to będzie najlepszy czyn całego życia?! Gdybyś miał być przez nie wsławiony, nie mogę Ci odmówić całkowitego prawa do mnie i do wszystkiego, co „moje”. – Benedic, anima mea, Domino, et omnia, quae intra me sunt, nomini sancto eius. Soli Deo! (Błogosław, duszo moja, Pana, i wszystko, co jest we mnie – święte imię Jego. Jedynemu Bogu! – red.). Za Maryją, Służebnicą Pańską.
Bł. kard. Stefan Wyszyński