Potrzebujemy pociechy
Czasami pytamy, czego najbardziej potrzeba dzisiaj Kościołowi? Pragniemy pogłębionej wiary w moc Bożego działania pomimo ludzkich słabości; potrzebujemy większej przejrzystości oraz pokory w konfrontowaniu się ze słabościami i nadużyciami; oczekujemy pilnie na odczytanie w perspektywie Ewangelii sensu przemian cywilizacyjnych, żeby chrześcijaństwo nie stało się skansenem obyczajów i tradycji. Przede wszystkim jednak potrzebujemy pociechy, aby iść przez życie z nadzieją i odwagą. W uroczystość Zesłania Ducha Świętego Pan Bóg może zaspokoić wiele naszych oczekiwań i tęsknot.
Wewnętrzne pocieszenie
Czujemy się często w naszym świecie samotni, zagrożeni i zdezorientowani. Zwłaszcza gdy poddamy się szumowi informacyjnemu, który wpędza nas w osłabienie i przerażenie tym, co dzieje się wokoło, albo wywołuje powolne zobojętnienie i zamykanie się w sobie. Niektórzy pocieszają się, że wcale nie jest tak źle, jak przedstawiają to szukające sensacji media. Inni obrażają się na rzeczywistość, oskarżając kogo się da o spisek i celową walkę z wartościami.
Jesteśmy zmęczeni nadmiernym tempem życia, ale równocześnie niewiele robimy, aby wyhamować i nabrać dystansu, uważając, że w pojedynkę nie da się zmienić biegu historii oraz społecznego nastawienia, dodatkowo obawiając się uznania nas za dziwaków i wykluczenia ze środowiska, w którym jest miejsce dla silnych i skutecznych. Wielu z nas, myśląc o przyszłości, wpada w przerażenie, bo czas się kurczy i mimo chwilowych radości nieuchronnie jesteśmy skazani na przemijanie oraz rozstanie z tym światem. Czasem lękamy się również spotkania z Bogiem na progu wieczności, bo wydaje się nam, że nie jesteśmy przygotowani i nie mamy się jeszcze czym wykazać.
Bóg w nas
To właśnie w tej sytuacji, którą przeżywamy pod znakiem bezradności i zagrożenia, Pan Jezus pragnie nas pokrzepić, dodać otuchy oraz przywrócić nadzieję. Dlatego zapowiada w Ewangelii Pocieszyciela. Jest Nim Duch Święty, Bóg w nas. Nie będzie nas pocieszał z zewnątrz, z daleka, ale przebywając z nami, od wewnątrz, ze środka naszego “ja”.
Jako wierzący w Chrystusa powinniśmy być w naszych czasach świadkami niosącymi Boże pocieszenie. Trzeba, byśmy w naszym niespokojnym świecie oraz w klimacie ogólnego przygnębienia i zmęczenia byli jego siewcami. Czekając na kolejną Pięćdziesiątnicę naszego życia, odnawiajmy naszą przyjaźń z Duchem Świętym oraz poczucie, że pociecha, którą nam daje, nie znajduje się poza nami, ale jest w nas, aby mogła płynąć do ludzi.
Św. Paweł zachęca nas wszystkich w Liście do Tymoteusza do głoszenia Ewangelii w duchu mocy, miłości i trzeźwego myślenia.
Duch mocy
Pan Bóg daje nam ducha mocy, czyli daje siłę do przezwyciężenia słabości, potrzebną, aby powstać z grzechu, przełamać lęk i wyjść z zamknięcia w sobie. Otwarcie na moc z wysoka jest proporcjonalne do poczucia własnej słabości. Nasze przeżywanie choroby, niepełnosprawności i grzeszności ma być wołaniem do Boga.
Niewidzialna moc z wysoka nadaje naszym słowom i czynom inne znaczenie oraz nową jakość. One przekazują Boże życie. Bóg w swoim miłosierdziu chce się nami posłużyć, aby wyjść na spotkanie człowieka i pociągnąć go ku Sobie. Bez tej mocy z wysoka bylibyśmy propagatorami pięknej utopii lub papierowej ideologii. Bez tej mocy Kościół nie byłby sobą, ale grupą ludzi o podobnych poglądach, których łączy wspólny interes; rodzajem stronnictwa czy partii. Dzięki tej mocy grupa ludzi z zapadłej rzymskiej prowincji zapaliła świat Ewangelią.
Duch mocy – to Bóg, który działa w świecie, we wszystkich stworzeniach, jest aktywny i dynamiczny. Obdarza życiem i ożywiającym tchnieniem w każdym momencie. Duch mocy to Opatrzność, która kieruje historią naszego życia, losami narodów i pojedynczych ludzi. Duch mocy przezwycięża naszą śmierć i budzi nas do wieczności.
Ogień miłości
Największy z darów Ducha Świętego – miłość – to wewnętrzny ogień, który zapala równocześnie uczucie, prawe myślenie i mówienie, pragnienie dobra i szczęścia, obdarowywanie oraz wspólne budowanie. Mający w sobie ducha miłości są wyciągniętymi ramionami Boga, który przygarnia do serca wszystkich ludzi i raduje się nimi dlatego, że są.
Duch miłości powinien kierować naszym życiem, byśmy dostrzegali, że jest ono przede wszystkim duchową przygodą i świętym romansem. Bez tego stanie się szeregiem powielanych i wyuczonych zachowań, może nawet pobożnych, ale pustych i rutynowych. Świadectwem rozmiłowania w Bogu jest szacunek dla człowieka i stworzeń, ofiarność i chęć służenia. Duch miłości to coś więcej niż wewnętrzne uniesienie, z którego nic nie wynika. Owocuje on zaangażowaniem po stronie pokoju i sprawiedliwości, promocji człowieka i demaskowania niesprawiedliwych struktur.
Ewangelizacja to nie rodzaj manewrów wojennych służących pozyskiwaniu ludzi dla naszej organizacji, ale świadectwo bezwarunkowej i totalnej miłości, która nie potępia, ale leczy i zbawia. Takiego świadectwa świat bardzo od nas potrzebuje.
Miłość to uniwersalny język, który każdy rozumie. O Bogu trzeba mówić językiem miłości, bo język propagandy, konfrontacji i agresji nie tylko Go obraża, ale wręcz odpycha od Niego. Kościół nie może takiego języka używać.
Dar trzeźwego myślenia
Duch trzeźwego myślenia to potężne narzędzie ewangelizacji. Chodzi tutaj o myślenie odpowiadające rzeczywistości, a nie własnym pragnieniom i życzeniom. Wielu ludzi, także chrześcijan, myśli w kategoriach ideologicznych, uznając, że rację mają ci, którzy myślą podobnie do nich. Bronią oni własnych przekonań jak dogmatów wiary. Trzeźwe myślenie jest dzisiaj w cenie, bo towarzyszy nam presja sloganów reklamowych, kanonów poprawności, które bardzo utrudniają niezależne i samodzielne oceny.
Trzeźwe myślenie jest pierwszym krokiem na drodze dobrego rozeznania, decydującym i w wielu wypadkach wystarczającym. Nasz rozum oświecony wiarą mówi nam o różnych wydarzeniach, pozwala właściwie ocenić rozmaite sytuacje, w których znajdujemy się w codzienności, spojrzeć zdroworozsądkowo na to, co się wydarzyło, zająć odpowiednie stanowisko.
Trzeźwe myślenie nie oznacza odrzucenia tego, co nie da się zmierzyć zmysłami i rozumem. Część ludzi identyfikuje to, czego nie pojmuje, z tym, czego nie ma. Również nasz rozum potrzebuje pokory. Trzeźwe myślenie oznacza uznanie jego granic, szczególnie w poznaniu tego co duchowe i nadprzyrodzone. Pewien uczony teolog powiedział kiedyś, że nie wolno wierzyć w coś, co jest sprzeczne z rozumem. Nie można braków w naszej wiedzy i duchowej kompetencji zapychać tajemnicami wiary zarezerwowanymi dla Pana Boga. To oczywiście nie oznacza, że eliminujemy miejsce dla fantazji, wyobraźni i tajemnicy.
Duch mocy, miłości i trzeźwego myślenia jest nam potrzebny, aby nasze świadectwo było przekonujące i wiarygodne, aby poprzez nie sam Bóg udzielał się człowiekowi.
Krzysztof Ołdakowski SJ