Gdy na początku dnia czynię z wiarą znak krzyża, wymawiając słowa “W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, Bóg uświęca cały czas i przestrzeń, która otworzy się za chwilę przede mną. Wszystkie zaplanowane i nie zaplanowane – a znane tylko Jemu – wydarzenia wychylą się ku Niemu. Te słowa uświadamiają mi, że nie jestem sam z tym, co mnie czeka. Że w tym wszystkim kryje się Boża obecność i miłość.

W imię…

Rozpoczynając modlitwę od tego prostego “w imię”, dotykam pamięcią i staję w obecności Bożej. Doświadczam prawdy o istnieniu Tego, którego Żydzi nazwali tajemniczym słowem “Imię”. A więc myślę o Osobie, “Tego, który jest”, od którego wszystko bierze swój początek, który dał początek, jest źródłem życia, które dalej podtrzymuje w istnieniu. W zasadzie wystarczy wypowiedzieć świadomie te dwa słowa, by człowiek zrozumiał, że oto stoi wobec swojego Początku. Tu się wszystko rozpoczyna. Wszystko, co rozpoczynam bez tego Początku, nie przyniesie mi żadnych zbawczych owoców, ponieważ nie stawia mnie wobec prawdy o sobie samym jako stworzeniu, które w sposób nierozerwalny związane jest z osobą swojego Stwórcy, a bez Niego zapada się w nicość.

W tym zwrocie człowiek najbardziej bezpośrednio uznaje, iż Bóg jest Bogiem. Wysławia Go dla Niego samego, oddaje Mu chwałę nie ze względu na to, co On czyni, ale dlatego że ON JEST. Uczestniczy w szczęściu serc czystych, które kochają Go w wierze, zanim ujrzą Go w chwale.

…Ojca…

Przez to stawiam się wobec prawdy o tym, że my wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, a – wypowiadając z szacunkiem te słowa – pragniemy nieudolnie wyrazić nasz żywy związek z nieskończenie dobrym Ojcem. Tak rozpoczyna się modlitwa synowska, jakiej Ojciec oczekiwał od swoich dzieci.

“Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: Panie, naucz nas modlić się”. Tak, wołanie “Ojcze” skierowane do nieogarnionego ludzkim rozumem Stwórcy rodzi się w nas z kontemplacji modlącego się Chrystusa, który Boga odległego uczynił dla nas bliskim. To właśnie wsłuchiwanie się w to słowo wypowiadane przez Syna dało początek odwadze uczniów, pozwalającej im zrozumieć, że Bóg może być dla nich Ojcem. Z tego rodzi się pragnienie synowskiego przylgnięcia do “tajemnicy woli” Ojca. “Powinienem być w tym, co należy do mego Ojca”.

Kiedy nadejdzie moja godzina, czego innego miałbym pragnąć, jeśli nie tego, bym z dojrzałą świadomością i dziecięcym zaufaniem mógł powiedzieć: “Ojcze nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”, po ostatnie: “Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. “Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał”. Tak, “Ja wiedziałem, że zawsze Mnie wysłuchujesz”.

…i Syna…

Nowością modlitwy chrześcijańskiej jest, że prosimy Ojca w imię Jego Syna. Żydzi umieli zwracać się ze słowami uwielbienia, prośby, dziękczynienia do Ojca. Nie mogli zrozumieć potrzeby kierowania się z taką samą modlitwą do Syna. “Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna”. To przecież Jezus, ponieważ jest “drogą i prawdą, i życiem”, wprowadza mnie w poznanie Ojca. Z kontemplacji modlącego się Jezusa rodzi się we mnie gorące pragnienie modlitwy.

Moja modlitwa jest wspólnotą miłości nie tylko przez Chrystusa, lecz także w Nim Miłość, będąca owocem wiary, przynosi w nas bogate owoce: zachowywanie słowa Chrystusowego, wierność Jego przykazaniom, trwanie z Nim do tego stopnia, że mieszka On w nas. “W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”.

…i Ducha Świętego

Gdy modlę się zjednoczony z Chrystusem, Ojciec z nieba daje mi wszystko, czego potrzebuję dla postępu na drodze zbawienia, a zwłaszcza Ducha Świętego, w którym są zawarte wszelkie dary, o jakie może prosić człowiek. Daje “innego Pocieszyciela, aby z nami był na zawsze – Ducha Prawdy”. To właśnie ten Duch Święty wstawia się u Ojca za nas wszystkich, a w szczególności za grzeszników. On jest Tym, który “zbawiać na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi”. Sam Duch Święty “przyczynia się za nami w błaganiach… przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą”. Tylko dzięki Jego działaniu możemy stać się faktycznie żywymi świątyniami Ducha Świętego.

Kiedy w codziennej Mszy Świętej przyjmuję Ciało Chrystusa jednoczę się z Ojcem, przez Syna, w Duchu Świętym, ponieważ to Ojciec daje nam prawdziwy chleb z nieba, abyśmy nim posileni żyli dla Chrystusa, jak On żył dla Ojca. Ten chleb z nieba został przemieniony w Ciało Chrystusa mocą Ducha, stąd też przez Eucharystię czerpiemy ciągle na nowo ze źródła wody żywej, którą jest Duch Święty, przenikający Kościół.

Gdy udzielam ostatniego błogosławieństwa mszalnego w imię Przenajświętszej Trójcy staje przede mną – jak żywy – nakaz Jezusa: “Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”

abp Stanisław Gądecki