Tajemnica Różańcowa

Ks. Stefan Uchacz CM

DOTRZYMYWANIE TOWARZYSTWA MARYI

rozważania różańcowe na I soboty miesiąca

(…)

Tajemnice bolesne

I tajemnica bolesna: Modlitwa Pana Jezusa w Ogrojcu

Jezus nie tylko pouczał swoich uczniów o modlitwie (por. np. Mt6,9-13; Łk9,18.11,2nn), ale wielokrotnie sam dawał świadectwo modlitwy. Jezus modlił się często na górze (Mt14,23), na osobności (Łk9,18), a nawet wtedy, gdy „wszyscy Go szukali” (mk1,37). I nie było to tylko realizowanie pragnienia pozostawania w cichym zjednoczeniu z Ojcem. Modlitwa Jezusa wiąże się ściśle z Jego centralną misją doprowadzenia całej ludzkości do Ojca.

Związek pomiędzy modlitwą a posłannictwem Jezusa występuje najwyraźniej w ciągu Jego czterdziestodniowego pobytu na pustyni oraz podczas agonii w Ogrodzie Oliwnym. W tej modlitwie Jezusa dochodzą do głosu wszystkie rodzaje modlitwy chrześcijańskiej: modlitwa dziecka: Abba; modlitwa ufności „u Ciebie wszystko jest możliwe”; próba posłuszeństwa, w czasie której kusiciel zostaje odrzucony daleko: „nie to, co ja chcę, ale to, czego Ty chcesz” (Mk 14, 36). Jego modlitwa została wysłuchana w sposób przechodzący oczekiwania. Podniesienie na duchu przez anioła, którego Jezus dostąpił (Łk22,43), było odpowiedzią, jaką Ojciec dał natychmiast, zaś List do Hebrajczyków stwierdza, że to dopiero zmartwychwstanie było najoczywistszym dowodem wysłuchania tej, jakże głęboko ludzkiej modlitwy z Ogrojca: „Z wielkim wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległej czci” (Hbr 5, 7).

Modlitwa Boga-Człowieka z Ogrodu Oliwnego streszcza niejako w swych modłach wszystkie błagania ludzkie z całej historii zbawienia. W to wołanie Słowa Wcielonego zostały włączone wszystkie lęki ludzkości wszystkich czasów, wszystkie prośby i akty wstawiennictwa w historii zbawienia (por. Kompendium KKK 543). Nic więc dziwnego, że modlitwa ta stanowiła dla Chrystusa prawdziwą „mękę na męką”, mękę objawiającą się krwawym potem. Jak to trafnie ujmuje nasza XVII-wieczna pieśń wielkopostna „Ogrodzie Oliwny”. Chcąc zaś nas nauczyć właściwej postawy modlitewnej Jezus zawarł w przekazanej nam modlitwie „Ojcze nasz” swoją Ogrojcową prośbę dziecka „Abba-Ojcze” oraz pełne posłuszeństwa synowskie oddanie „Bądź wola Twoja”.

Mistrzowie życia wewnętrznego upatrują w modlitwie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym wzór wszelkiej modlitwy chrześcijańskiej, zwłaszcza modlitwy w wielkim utrapieniu i trudnościach pogodzenia się z wolą Bożą. Rzuca ona również pewne światło na problem modlitwy niewysłuchanej.

Patrząc na umęczonego w Ogrojcu Jezusa i Jego przykład modlitwy ufnej, łatwiej będzie nam zrozumieć, że Bóg jest kochającym Ojcem, który nie pozwoli dziecku zrobić sobie samemu krzywdy. Podobnie jak naturalny ojciec nie poda dziecku brzytwy, choćby nie wiem jak krzyczało, wrzeszczało i tupało z oburzenia. Na uspokojenie może najwyżej dostać dodatkowego klapsa. Być również może, że w chwili, w której w duszy nie ma już nic poza wołaniem o pomoc, to właśnie ta chwila, gdy Bóg nie może nam jej udzielić, bo jesteśmy jak tonący, któremu nie można pomóc, bo uczepił się ratownika zbyt kurczowo. Musi więc zostać ogłuszony, żeby można było mu pomóc. Tylko dodatkowe cierpienie okaże się skutecznym sposobem ratunku. Albo wyobraźmy sobie chirurga, który im bardziej nam jest życzliwszy i sumienniejszy, tym bardziej nieubłaganie będzie krajał. Gdyby ustąpił wobec naszych próśb, gdyby nie dokończył operacji, ból zniesiony do tej chwili byłby daremny… „Co ludzie mają na myśli – pyta C. S. Lewis w „Smutku” – mówiąc: „Nie boję się Boga, bo wiem, że jest dobry? Czy nigdy nie byli u dentysty?”.

Zastanowię się:

Dlaczego realizując swoją codzienność nieraz tak trudno nam uwierzyć, że;

* Bóg jest miłującym nas Ojcem i chce wyłącznie naszego dobra;

* Powiedzieć „Bądź wola Twoja” w chwilach gdy nasze plany życiowe krzyżują się z Bożymi.

II tajemnica bolesna:Biczowanie Pana Jezusa

Paradoksalnie, biczowanie, które według Piłata miało uwolnić go od natręctwa oskarżycieli domagających się ukrzyżowania Jezusa, Chrystusowi przymnożyło nowych cierpień i męki. Kara biczowania była dobrze znana zarówno Żydom jak i Rzymianom. Stosowano ją zwykle wobec pospolitych rzezimieszków, złodziei i bandytów. Z tą wszakże różnicą, ze u Żydów była to kara samoistna, po wymierzeniu której puszczano delikwenta wolno. Prawo Mojżeszowe dopuszczało wymierzenie tylko 40 razów, stąd też w praktyce ustalił się zwyczaj 39 batów. Natomiast u Rzymian kara biczowania była zazwyczaj wstępem do ukrzyżowania, a ilość wymierzanych razów zależała od fantazji egzekutorów. Skazaniec miał ich otrzymać tyle, aby na jego śmierć na krzyżu nie czekano zbyt długo. Wiedział dobrze o tych niuansach prawnych i sam Piłat i oskarżający Jezusa faryzeusze. Odzwierciedlają je także opisy Ewangelistów. Św. Łukasz zapisał, że Piłat próbował wykorzystać ten kruczek prawny mówiąc: „Nie znalazłem w tym Człowieku żadnej winy zasługującej na śmierć. Każę Go więc wychłostać i uwolnię” ( Łk23, 22 ). O biczowaniu jako dodatku do ukrzyżowania piszą wyraźnie św. Mateusz i św. Marek, stwierdzając: „Piłat kazał Go wiec ubiczować i wydał na ukrzyżowanie” ( Mt 27, 26; Mk 15, 15 ).

Nawet obfitujące w makabryczność sceny biczowania przedstawione w filmie M. Gibsona pt. „Pasja” nie oddają całego okrucieństwa i poniżenia człowieka, jakie dosięgły Chrystusa w czasie tej kaźni. Skazańca przywiązywano za przeguby rąk do niskiej kolumny, wysokiej zaledwie na kilka stóp. Zmuszało to więźnia ogołoconego z szat do niskiego skłonu i wygięcia grzbietu tak, aby uderzenia sprawiały jak najwięcej bólu. Egzekutorów było zazwyczaj dwóch, a bicz używany do wymierzania tej kary miewał trzy skórzane rzemienie zakończone ołowianymi kulkami, łańcuszkami, haczykami lub kośćmi zwierząt. Zdarzało się, że skazańcy umierali w czasie wymierzania ciosów. G. Ricciotti, autor poczytnej biografii Jezusa Chrystusa pt. „Życie Jezusa Chrystusa”, dając literacki opis biczowania pisze: „ Już po pierwszych uderzeniach – na karku, plecach, bokach, ramionach i nogach występowały sińce, a potem te części ciała pokrywały się czarno-niebieskimi pręgami i opuchłymi guzami. Następnie coraz to nowe miejsca skory i mięśni zaczynały pękać, naczynia krwionośne

przerywały się, zalewając cale ciało krwią. W końcu biczowany wyglądał jak zniekształcony kawał pokrwawionego mięsa”.

Na podstawie tych filmowo-literackich opisów można sobie wyobrazić jak dotkliwą męką było biczowanie dla Chrystusa, wyczerpanego przeżyciami nocy pojmania i już przedtem zmaltretowanego nad wyraz przez żydowskich i rzymskich strażników. Przypomina się w tym miejscu proroctwo Izajasza, który na widok cierpiącego Sługi Jahwe lamentował:

„Najpiękniejszy spośród synów ludzkich został wzgardzony i odepchnięty przez ludzi. Myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego” ( Iż 53, 4 ), a Psalmista wołał: „Poorali mój grzbiet oracze, wyżłobili na nim długie bruzdy” ( Ps129, 3).

Według wielu pisarzy mistycznych biczowanie Pana Jezusa było zadośćuczynieniem za grzechy ludzi, mających swe źródło przede wszystkim w pożądliwości ciała. Jeżeli dzisiejszy człowiek tak często traci zmysł nadprzyrodzony i siłę ducha, to przyczyną takiego stanu rzeczy jest zazwyczaj schlebianie pożądliwościom ciała. Ta pobłażliwość wobec zmysłowości i pożądliwości ciała przytępia nadprzyrodzone spojrzenie i osłabia wiarę. Człowiek hołdujący zmysłom traci również zdolność do wysiłku i ofiary, staje się leniwym.

Nie wiemy dokładnie, ile razów wymierzono Panu Jezusowi podczas biczowania, ale gdyby od tych uderzeń udało się nam odjąć bodaj jedno, czy nie uczynilibyśmy tego z największą gorliwością? – zapytywał św. Wincenty a Paulo. Jeśli biczowanie Pana Jezusa było straszliwą pokutą i zadośćuczynieniem za nasze grzechy, a w tym i grzechy zmysłowości, to biorąc udział w umartwieniu i pokucie, zawsze w jakimś stopniu przynosimy ulgę cierpiącemu Chrystusowi. Mając przed oczyma obraz krwawego biczowania Pana Jezusa możemy i powinniśmy wymierzać sobie karę przez różne akty dobrowolnego umartwienia i wyrzeczenia, a przynajmniej w pokutnej intencji winniśmy przyjmować wszelkie nieuniknione cierpienia, jakie nas dotykają w postaci choroby, nieszczęścia losowego czy niedostatku materialnego. Zawsze wtedy niechaj nam towarzyszą słowa staropolskiej pieśni pokutnej: Przed oczy Twoje, Panie, winy nasze składamy,

A karanie, które za nie odbieramy, przyrównywamy.

Jeżeli uważamy złości, któreśmy popełnili,

Mniej daleko cierpimy, niżeśmy zasłużyli.

Niech z głębi naszego serca wypłyną również słowa poniższej modlitwy:

Wszechmogący Boże, Twój Syn Jezus Chrystus przez ubiczowanie na oczach wielu został poniżony, wzgardzony i odepchnięty przez ludzi. Daj nam zrozumieć, że kara biczowania spadła na Niego za grzechy wszystkich ludzi i okazała się być zbawienna dla nas. Prosimy Cię, abyśmy nigdy nie zapomnieli, za jaką cenę zostaliśmy odkupieni i przeznaczeni do Królestwa Jego chwały. Amen.

III tajemnica bolesna;

Cierniem ukoronowanie Pana Jezusa

Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny.29 Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: «Witaj, Królu Żydowski!» Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. (Mt 27, 27-30).

W opisie męki według św. Mateusza cierniem ukoronowanie Pana Jezusa ukazuje całe okrucieństwo żołnierzy i ich drwiny z królewskiej godności Chrystusa. Zwyczaj tej okrutnej zabawy wyszedł z żołnierskich koszar. Niektórzy z żołnierzy Piłata mogli wcześniej stacjonować w różnych miastach starożytnego Wschodu, a tam w czasie karnawału znana była okrutna zabawa „w króla”. Polegała ona na tym, że spośród żołnierzy wybierano kogoś na króla, który przez trzy dni mógł używać wszelkich przyjemności, a przy końcu tej zabawy odzierano go z szat i królewskich insygniów, biczowano i wieszano. Może właśnie z tych dzikich igraszek żołnierze Piłata zaczerpnęli pomysł zabawy, jaką urządzili z osoby Jezusa. Kohorta, której „podrzucono” ubiczowanego wcześniej Jezusa, liczyła około 400 żołnierzy, a więc nie brakowało im złośliwych pomysłów. Tym bardziej, ze byli to żołnierze tzw. auxiliares, czyli pomocniczy, zebrani spośród różnych narodowości. Byli wśród nich Beduini, Syryjczycy, Samarytanie, nastawieni do Żydów wyjątkowo niechętnie albo wprost wrogo. Nie mieli więc żadnych skrupułów wobec człowieka, którego przedstawiono im jako „króla żydowskiego”. Postanowili więc zadrwić sobie z Jego królewskiej władzy. Najpierw trzeba Mu było jako królowi uszykować „koronę”. Relikwia korony, jaką ogląda się w Paryżu, to obręcze z gałązek ciernistych z krzewu powszechnie rosnącego w okolicy Jerozolimy. Dane historyczne pozwalają przypuszczać, że korona, jaką nałożono Jezusowi, miała kształt rzymskiej czapy (zwanej „pileus”), o owalnej formie, ściśle przylegająca do głowy. Można sobie wyobrazić, jaką torturą stała się ta szydercza, kolczasta korona, zwłaszcza pod uderzeniami trzciny. Oprócz fizycznych tortur żołnierze nie szczędzili Jezusowi zniewag i wyszydzeń, wyśmiewania i kpin, mających na celu Jego poniżenie i pohańbienie. Jak czytamy w Ewangelii: „[żołnierze] naigrawali się z Niego, bili Go po twarzy i pluli Mu w twarz… klękali przed Nim w bluźnierczym hołdzie i wołali: „Witaj, królu żydowski” 9por. Mt 27, 30). w ten sposób spełniły się mesjańskie proroctwa, w których cierpliwy Hiob skarżył się Bogu: „…teraz jestem przedmiotem ich igraszek…, brzydzą się mną…, nie wstydzą się pluć mi w twarz” (por. Hi 30, 9-10), a prorok Izajasz zapowiadał: „Poddałem…policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem” (Iz 50, 6). Gdy Go wprowadzono na powrót do pretorium skatowanego, odzianego w szyderczy czerwony płaszcz żołnierski, z trzciną w dłoni mającą wyobrażać berło królewskie i z koroną cierniową na głowie, Piłat wskazując na sponiewieranego Jezusa, rzekł: „Oto człowiek”, jakby chciał powiedzieć: patrzcie, oto coście zrobili z człowiekiem, o ile można Go tak jeszcze nazwać…

Znosząc z cierpliwością wszystkie te poniżenia i wyśmiewania Chrystus nadał im, podobnie jak powieszeniu na drzewie hańby, wartość zbawczą. Ojciec widział Jego miłość, gdy ludzie Go wyszydzali, a On wyśmiany i wzgardzony, nie przestawał objawiać chwały Ojca. Co więcej: już wcześniej zapowiedział, że wszyscy którzy zjednoczą się z Nim, znosząc urągania i prześladowania dla Królestwa niebieskiego, będą „błogosławionymi” 9por. Mt 15, 16-17). Mówił też w czasie drogi krzyżowej, że w naszym życiu ich nie unikniemy, bo „jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym” (Łk 23, 31), a kiedy indziej zapewniał: „nie jest sługa większy nad swego pana. Jeżeli mnie prześladowali, to i was będą” (J 15, 20). Ironiczne spojrzenia, złośliwe komentarze, że jesteś „nawiedzony(a)”, że to jest „ciemnogród i średniowiecze”… Jesteś inny, rzucasz się w oczy, całą swoją religijną postawą budzisz nawet w bliskich wyrzuty sumienia. To dla nich niewygodne, więc próbują Cię zgnieść, ośmieszyć, upokorzyć. I to tak skutecznie, że z czasem zaczniesz się zastanawiać, że może oni mają rację, że może przesadziłeś w swej gorliwości, bo przecież można żyć prościej, bez zbędnych problemów. I krok za krokiem, ukradkiem, usuwasz się w bok, oddalasz się od wyśmianego Jezusa. Strzeż się, bo nie zauważysz, jak w którymś krytycznym momencie znajdziesz się w tłumie krzyczącym: „Ukrzyżuj Go!”.

Refleksja

Być chrześcijaninem znaczy iść nieraz pod prąd, a czasami nawet doświadczać upokorzenia i wzgardy, zwłaszcza wtedy, gdy nie będziemy żyć tak, jak proponuje świat. Świat potępi naszą prostotę, dobroć i miłosierdzie, jeśli nie ulegniemy naciskom grup rówieśniczych czy też fałszywym wartościom, przemycanym przez ludzi, dla których grzech stał się normą postępowania..

Dlatego módlmy się:

Wszechmogący Boże, Ty wiesz, że żyjemy wśród ludzi czasami tak udręczeni jak Jezus. Wiele jest w naszym życiu bolesnych doświadczeń, których przyczyną są inni. Ludzie wpływają na nasze życie, wplątują nas w problemy, które nie są naszymi. Nierzadko też manipulują nami i udaremniają nasze marzenia. Żyjemy pośród bliźnich i bywa, że cierpimy z ich powodu. Litościwy Boże, spraw, aby poniżenie Twojego Syna podczas koronowania cierniem zaowocowało naszym mocnym staraniem, aby nie być przyczyną upokorzeń dla innych. Amen.

DŹWIGANIE KRZYŻA

IV tajemnica bolesna

Rozważając IV tajemnicę bolesną różańca świętego trzeba mieć na uwadze wszystkie wydarzenia, które przez chrześcijańską tradycję pobożnościową zostały utrwalone w XIV stacjach „DROGI KRZYŻOWEJ”: niesłuszne skazanie Jezusa na karę krzyża przez Piłata, ochotne podjęcie krzyża przez Jezusa, upadki pod jego ciężarem, spotkania Jezusa przy dźwiganiu krzyża z ludźmi przyjaznymi i współczującymi, jak z Najśw. Maryją Panną, św. Weroniką i innymi, ale też spotkanie z ludźmi wrogimi, plwającymi nań i popychającymi, aż po modlitwę za krzyżujących Go: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” ( Łk23,34 ).

Wszystkie te wydarzenia są ważne dla nas w perspektywie, jaką wskazał nam Jezus w słowach: „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” ( Łk 9, 23 ).

Kontemplowanie Jezusa w tajemnicy dźwigania krzyża nie polega na płytkim litowaniu się nad Jego cierpieniem i męką, ale ma nam pomóc zająć odpowiednią postawę w naszym, niejednokrotnie układającym się w krzyżową drogę, życiu. I ma nam pomóc w próbie naśladowania Go w miarę naszych ludzkich sił, czyli ma nam pomóc wstępować w Jego ślady.

W wiedeńskiej galerii obrazów znajduje się dzieło niderlandzkiego mistrza Breughla Starszego, zatytułowane „Niesienie krzyża”. Obraz ten na pierwszy rzut oka robi wrażenie okropnej gmatwaniny, przemieszanych ze sobą scen, pozornie nie mających ze sobą żadnego związku. Jest tam człowiek napadnięty przez złodziei, opuszczona kobieta, matka trzymająca na kolanach zwłoki swego dziecka, człowiek zamordowany strzałem w plecy, trędowaty z kołatką, kobieta rodząca w bólach, konający na łożu śmierci i wiele innych rodzajowych scenek z życia ludzkiego. A pośród tych wszystkich scen jedna przedstawia Chrystusa niosącego krzyż. Wcale nie na środku obrazu, ale zagubiona wśród wielu innych, potraktowana jak wszystkie inne i trzeba dobrze przypatrzyć się całemu obrazowi, aby wśród mnóstwa poszczególnych scenek rozpoznać Chrystusa dźwigającego krzyż.Jest w tym obrazie zawarta głęboka myśl: malując go ten Niderlandczyk miał świadomość, że życie ludzkie, we wszystkich jego przejawach, jest dźwiganiem jakiegoś krzyża, zaś połączone z Chrystusowym krzyżem może się stać zbawieniem człowieka, może być naśladowaniem Jezusa i drogą do chwały wiecznej, bo przez wzięcie na siebie naszej ludzkiej doli, Jezus ubogacił, podniósł do rangi zbawienia wszystkie nasze przypadłości losu. Gdyż w gruncie rzeczy nie ma innych krzyżów, jak tylko ten jeden, który dźwigał Jezus. I każdy, kto wiernie niesie swój krzyż, współuczestniczy w krzyżu Jezusa. Z chwilą, gdy Jezus dobrowolnie podjął krzyż, także wszelkie szlachetne, choćby najmniejsze zmęczenie, stało się zaszczytem, gdyż stało się udziałem w krzyżu Jezusa.

Na przestrzeni wieków było wielu chrześcijan, którzy idąc Jezusową drogą krzyża dochodzili do takiego momentu w swoim życiu, w którym jedyną nagrodą za oddanie swego życia dla innych były szyderstwa, kpiny i chęć wykorzystania. A właśnie to poniżenie stało się wywyższeniem i świętością. Od przeszło 2000 lat podążają za Chrystusem tą drogą Jego krzyża, całe szeregi Jego naśladowców, gdyż nie ma innej. „Ja jestem Drogą” – powiedział Jezus o sobie. I dlatego nie ma innego sposobu na doskonale chrześcijaństwo jak postępowanie za Chrystusem i uczestniczenie we wszystkich stacjach Jego drogi z własnym krzyżem na ramionach. „Jeśli chcesz dojść do posiadania Chrystusa, nie szukaj Go nigdy bez krzyża” – powiedział św. Jan od Krzyża, a inny święty dodał: „Jeśli szukasz Chrystusa bez krzyża, znajdziesz krzyż bez Chrystusa”.

Zastanowię się:

Wraz z innymi idę i ja Chrystusową drogą krzyża, swój krzyż dźwigając. Po drodze modlę się słowami staropolskiej pieśni żałobnej: „Wspomnij Jezu, Panie drogi, żem przyczyną Twojej drogi. Nie zgubże mnie w ów dzień srogi”. Amen.

V tajemnica bolesna:

Ukrzyżowanie i śmierć Pana Jezusa

Ani św. Jan, który był świadkiem egzekucji Mistrza, ani żaden inny Ewangelista nie przekazał nam opisu samego faktu ukrzyżowania Pana Jezusa, stwierdzając krótko: „ukrzyżowali Go” (Mt 27,35); Mk 15, 24; Łk 23,23) albo: „tam Go ukrzyżowano” (J 19, 19). Widocznie uznali, ze ten sposób uśmiercania skazańca był na tyle znany ówczesnym, iż nie potrzebowali epatować go krwawymi obrazami, mając do przekazania dużo ważniejsze sprawy z ostatnich chwil Mistrza.

Skad inąd wiadomo, ze Rzymianie krzyżowali skazańców na różne sposoby, a jeden z nich, według którego ukrzyżowano Jezusa, polegał na przybiciu obu rąk do poziomej belki, która skazaniec przynosił na własnych ramionach na wzgórze pionowych pali. Tam do poziomej belki przybijano najpierw ręce w przegubach, a następnie podciągano całe ciało do wyżłobienia na belce pionowej i przybijano nogi do specjalnej podstawki. Aby ciężar wiszącego ciała nie rozerwał dłoni z reguły umieszczano na na belce pionowej jeszcze jeden rodzaj podpory; był to niewielki, grubo ciosany, wystający kołek, który wbijał się klinem pomiędzy nogi ofiary, co jeszcze dodatkowo przysparzało skazańcowi cierpień. Brak tej podpory przyspieszał jednak śmierć. Ponieważ arcykapłanom bardzo się spieszyło ze względu na zbliżającą się Paschę, a i żołnierzom zależało na szybkim zakończeniu czuwania pod krzyżem, Jezusa ukrzyżowano w sposób, który zapewniał szybki zgon, a więc bez podpórek pod siedzenie i pod stopy. Kiedy Jezus zawisł na ramionach, ból sparaliżował Jego mięśnie, a płuca nie były wstanie usunąć powietrza. Aby się nie udusić nasz Skazaniec zwalniał nieco napięcie ramion, wspierał się na przebitych stopach i unosił nieco w górę dla złapania oddechu. Ale znowu ból mięśni i kości wspartych na gwoździu był tak straszny, że zwalniał mięśnie nóg i zawisał na rękach. Ta zmiana następowała co kilka minut. Wyczerpany poprzednimi torturami, a zwłaszcza biczowaniem, Jezus nie mógł zbyt długo ponawiać tych wysiłków. Wkrótce nastąpiła śmierć przez uduszenie. Jeden z biografów Chrystusa tak opisuje te ostatnie momenty na krzyżu: „Twarz Jezusa nabierała barwy czerwonej, niemal fioletowej. Pot wytrysnął wszystkimi porami i spływał strumieniami, mieszając się z krwią. Wreszcie całe ciało okryło się śmiertelną bladością. Rysy twarzy kurczyły się i zaostrzały. Wzrok znieruchomiał. Całym ciałem wstrząsnął dreszcz. Głowa pochyliła się na piersi. Jeszcze jedno westchnienie – i kielich cierpienia został wychylony do ostatniej kropli. „Wykonało się” (B. Goebel).

W rozważaniu V tajemnicy Różańca świętego stajemy wraz z Maryją, Matką Bolesną, pod krzyżem Zbawiciela. Wraz z Nią spoglądamy bezsilnie na krwawiące rany Jezusa, na Jego przedśmiertne skurcze i dreszcze, na spieczone i siniejące usta, na gasnące oczy. Milczymy. Milczymy tak jak Ona, niewypowiadająca żadnego słowa pocieszenia dla cierpiącego Syna, bo wobec najboleśniejszych cierpień milkną usta, brak jest słów, nie ma się nic do powiedzenia. Ale to wobec Niej Liturgia wypowiada słowa: „Błogosławione boleści Najświętszej Dziewicy, które wysłużyły Jej bez śmierci palmę męczeństwa pod krzyżem Pana”. To ze względu na męki przeżywane pod krzyżem wielcy mistycy nazywają chętnie Maryję „współodkupicielką”. Wraz z Matką Bolesną słyszymy słowa Zbawiciela, dochodzące do nas z krzyża pośród przedśmiertnych rzężeń. Ewangeliści zanotowali, że w czasie konania na krzyżu Jezus wyrzekł siedem zbawiennych słów: 1). „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk23, 34); 2). „Eli, Eli sabachthani…Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27, 46); 3). „Zaprawdę, powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43); 4). „Niewiasto, oto syn Twój…Synu, oto Matka twoja” (J 19, 26-27); 5). „Pragnę” (J 19, 28); 6). „Wykonało się” (J 19, 30); 7). „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 47).

Każde z powyższych słów wypowiedzianych z wysokości krzyża stanowi swoisty testament Zbawiciela. Każde z nich może stanowić program rekolekcyjnych rozważań. Dziś wraz z bolejąca Matką Zbawiciela zatrzymamy się nad słowami: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja” (J 19, 26-27). Tradycja chrześcijańska upatruje w tych słowach nie tylko powierzenie Janowi ziemskiego losu Maryi, ale widząc w osobie Jana przedstawiciela całej ludzkości, twierdzi, że przez nie Najświętsza Maryja Panna stała się Matką wszystkich ludzi. Z tym, że testamentalnych słów Jezusa z krzyża nie należy rozumieć jako zapoczątkowanie duchowego macierzyństwa Maryi względem ludzkości, lecz jako moment ogłoszenia tego macierzyństwa. Bowiem wszyscy chrześcijanie stając się prze chrzest „adoptowanymi” braćmi Jezusa, już przez sam sakrament stają się synami Matki Jezusowej. Ojciec św. Jan Paweł II jeszcze głębiej tłumaczy fakt macierzyństwa Maryi w odniesieniu do rzeczywistości Kościoła stwierdzając, że jeżeli Chrystus jest Głową Kościoła (por. Kol 1, 18), to z Maryi rodzi się nie tylko Głowa, ale całe Ciało Mistyczne, którym jest Kościół (enc. Redemptoris Mater).

Zauważ:

Można więc powiedzieć, ze „Jezus polecając swemu uczniowi Maryję jako Matkę ustanowił kult maryjny. Na Kalwarii wziął początek ruch pobożności maryjnej. U stóp krzyża ma początek to szczególne zawierzenie człowieka Bogarodzicy, które w ciągu wieków na różne sposoby bywało podejmowane i wyrażane” (Jan Paweł II – kazanie w Kalwarii Zebrzydowskiej).