Zakonnik († 1639)Wspomnienie 3 listopada
Urodził się w Limie, stolicy Peru. Miał problemy z przyjęciem do dominikanów, gdyż pochodził z nieprawego łoża (jego ojciec początkowo nie przyznawał się do syna) i był Mulatem. Ostatecznie rodziciel ujął się za Marcinem i młodego mężczyznę przyjęto. Marcin nie został jednak kapłanem, pozostał bratem zakonnym, słynącym z dobroci serca oraz miłosierdzia. Co więcej, okazywał je nie tylko ludziom, ale także zwierzętom. Ponieważ posługiwał w klasztorze w infirmerii (miejsce przeznaczone dla chorych), miał duże doświadczenie w opiece medycznej i pielęgniarstwie. Wykorzystywał je także do leczenia chorych zwierzaków, a po Limie, gdzie mieszkał, krążyła m.in. opowieść o kogucie ze złamaną nóżką, który sam przychodził do Marcina na zmianę opatrunku. Z równą miłością odnosił się do klasztornych myszy, co sprawiło, że rozpleniły się znacznie. To z kolei powodowało szkody w spiżarni oraz… bibliotece, ponieważ gryzonie niszczyły pergaminy. Przeor zagroził, że każe wybić wszystkie „podopieczne” brata de Porres, ten więc zwołał je wszystkie i wyprowadził poza klasztor, a one posłusznie poszły za nim i do końca życia brata Marcina nie wróciły. Z tego względu na to wydarzenie święty jest wzywany w razie plag myszy i szczurów. Jest też czczony jako patron ratujący chore zwierzęta domowe.
Święty Marcinie de Porres, uproś nam wrażliwość na otaczającą nas przyrodę!