Bogate przeżycia ostatnich dni, kiedy świętowaliśmy 1050.rocznicę Chrztu Polski, pozwoliły nam na nowo ocenić, jakie znaczenie dla naszej wiary i państwowości miało to wydarzenie. Bo przecież każdy z nas mógł, jeśli tylko chciał, znaleźć się w centrum tych wielu zdarzeń, czy to w naszym mieście, w Gnieźnie, na Ostrowie Lednickim, w Poznaniu, czy po prostu poprzez uczestnictwo w transmisjach radiowych czy telewizyjnych. To wielki przywilej, że mogliśmy to wspólnie przeżywać, bo przecież taki podobny jubileusz za życia wielu z nas już się nam nie trafi . A zatem pełni wdzięczności za te doznania możemy dzisiaj mówić: ja tam byłem, ja to widziałem i Bogu dziękuję, że mogłem wraz z innymi siostrami i braćmi to przeżywać. Czuję się przez to szczęśliwy, dowartościowany i usatysfakcjonowany. Chrzest przyjęty przez Mieszka I stworzył nam warunki do życia w katolickim kraju i dzisiaj wyrażamy wdzięczność Bogu za to historyczne wydarzenie. Po tak wielu zdarzeniach towarzyszących tej znamiennej rocznicy, późnym niedzielnym wieczorem, w niecodziennej scenerii naszego klasztoru, mogliśmy za sprawą Karola Wojtyły, uczestniczyć w wyjątkowym spektaklu „Brat naszego Boga” w wykonaniu krakowskich artystów. Nie wiem, co legło u podstaw tak nazwanej sztuki, domniemam że Karol Wojtyła takim przydomkiem określił Adama Chmielowskiego – polskiego powstańca i utalentowanego malarza, później znanego nam jako zakonnika Świętego Brata Alberta. To właśnie w murach wągrowieckiego klasztoru rozbrzmiały donośne głosy wykonawców spektaklu, snujące nam opowieść o człowieku, który tak bardzo pragnął naprawiać świat, przez przywrócenie godności człowieka. Poznaliśmy heroizm życia tego zakonnika, jego walkę wewnętrzną z własną niemocą, gdy jego intencje trafiały na ścianę niedogodności i niezrozumienia, co go jednak nie zniechęciło przynosząc oczekiwane rezultaty. Był to nie tylko teatralny spektakl, ale też nauka dla nas, bo przecież poruszana tam tematyka tak bardzo przystaje do problemów współczesnego świata, ubóstwa, losu uchodźców, czy niewydolności systemów. Tak więc możemy cieszyć się z faktu, że „tam byliśmy”, że chciało się nam, po trudach tych kilkudniowych przeżyć, zajrzeć do naszego paulińskiego klasztoru, z którego zapewne wszyscy wychodzili radzi w nim udziału i usłyszaną deklaracją, że gościnne mury naszych paulinów stoją otworem do prezentacji podobnych spektakli. Wierzymy, że tak się stanie, dziękując Bogu i ludziom za te przeżycia.

Janusz Marczewski