Opowiadanie pt. “Boża opatrzność”


Rzeka Godavari wylała zamykając doktora Jakuba Chamberlaina wraz z tragarzami w śmiertelnej niebezpiecznej pułapce. Na próżno wyglądali rządowej łodzi ratowniczej. Łódź zatonęła w walce z rozszalałym żywiołem i gwałtownym nurtem wody. Wydawało się, że nic nie zdoła uratować misjonarza, pioniera wypraw ewangelizacyjnych do południowo-środkowych Indii. Grupa za wszelką cenę chciała się wydostać na suchy ląd. Chodziło o jakiekolwiek wzniesienie. Nie mieli sił brodzić dłużej w wodzie i walczyć z prądem. Ścieżka, widoczna nieopodal, nie wydawała się bezpieczna. Nadchodziła noc. W dżungli rozległ się ryk tygrysów. Najemni tragarze porzuciwszy juki pojedynczo znikali z obozu.

Misjonarz, zrobiwszy koło raz i drugi, zaczął modlić się do Boga. “Panie – zawołał – czy nie dostaliśmy się tutaj z Twojej woli i ze względu na Ciebie? Czy nie dawałeś mi znaków, że będziesz ze mną w tej wędrówce? O Boże, powiedz mi, doradź, co mam zrobić?”

Po kilku minutach oczekiwania nadeszła odpowiedź, wprawdzie niesłyszalna, ale wyraźnie brzmiąca w uchu jak głos człowieka: “Skieruj się na lewo, w stronę Godavari, a tam już znajdziesz ratunek.”

Misjonarz biegnąc naprzód dogonił przewodników wyprawy. – Jak daleko stąd do Godavari? – zapytał. – Dobra mila. – A nie znajdziemy tam na brzegu wioski? – Nie. Woda zalała wszystko na szerokości wielu mil i z pewnością nic tam nie ma. – A nie znajdziemy tam jakiegoś wzniesienia, pagórka, gdzie można byłoby rozbić obóz? – Wszędzie nisko. Grunt płaski jak tutaj.

Misjonarz oddalił się na chwilę i zaczął modlitwę. Wtedy usłyszał głos po raz drugi. Odpowiedź brzmiała tak samo: “Skieruj się na lewo ku Godavari, a tam już znajdziesz ratunek.”

Znowu zawołał przewodników i spytał ich: – Czy jesteście pewni, że nie ma tam żadnego pagórka przy rzece, gdzie można by stanąć i czekać na pomoc? – Nie ma żadnego. – Pomyślcie dobrze! Nie ma tam suchego drzewa, z którego dało by się zbić tratwę? – Jeśli nawet było, to powódź zmyła je z powierzchni ziemi. – A może znajdziemy tam jakąś łódkę? Może tu przy rzece? Mam władzę, która pozwoli mi zdobywać to, czego tylko będę potrzebował. Mam na to sposób. – Nic takiego nie znajdziemy w pobliżu. Być może dopiero za wodospadem. – Jak długo trzeba iść, żeby najkrótszą drogą dotrzeć do Godavari? – Około pół godziny, ale stracilibyśmy na próżno czas. Musimy wracać przez dżunglę. Nie ma innego wyjścia przy takiej powodzi… Musimy dotrzeć tą drogą do wodospadu. – A jak długo trzeba iść wzdłuż brzegu? – Co najmniej sześć godzin, jest już ciemno. – Co zrobimy w nocy? – Jeden Bóg wie.

Przewodnicy pogrążyli się w niemej rozpaczy. Dr Chamberlain zaczął znowu się modlić, jeszcze goręcej. “Skieruj się na lewo, ku Godavari, a tam znajdziesz ratunek” przyszła po raz trzeci ta sama odpowiedź. Nie słyszał jej nikt z towarzyszy niedoli. Misjonarz doskonale słyszał ten głos w swoim uchu. “To odpowiedź Boga na moją modlitwę” – powiedział sobie. Nie mogę wątpić, muszę zacząć działać i to natychmiast.” Pobiegł znowu na czoło kolumny. – Stójcie! Skręcamy ostro na lewo. Przewodnicy wskażą najkrótszą drogę ku Godavari. Szybko! Zaprotestowali, że to próżny trud, że pogorszy to i tak już beznadziejne położenie. Rzeka może jeszcze przybrać i zalać całą wyprawę, a potem porwać w ciemnościach nocy. – Słuchać! – powiedział ostro misjonarz. – Maszerować! Ja tu rozkazuję. Proszę pokazać drogę do rzeki! Wszyscy go otoczyli. Rodak – pastor, spojrzał uważnie na jego przejętą grozą twarz. – Przy rzece będzie ratunek – powiedział, bo cóż mógł rzec więcej.

Mając przed sobą przewodników, misjonarz dotarł wkrótce do rzeki i zobaczył tam… ocalenie, wyjście z niebezpieczeństwa. Załoga dużej łodzi usiłowała odepchnąć ją od rosnącego na brzegu drzewa. Daremny był to wysiłek. Żeglarze byli przerażeni i zaskoczeni widokiem przybyszów myśląc, że zbliża się do nich urzędnik państwowy.- Nie gniewajcie się na nas. Robimy, co można, żeby zepchnąć łódź na rzekę, ale, panie, ona zachowuje się, jakby była czymś spętana! Dr Chamberlain dobrze wiedział, czyja to ręka kierowała tą łodzią. Zrozumiał KTO interweniował i w jakim celu.

Refleksja


Potrzebujemy znaków, które byłyby jednocześnie naszymi wskazówkami dojścia do samego Boga. Odkrywanie tych znaków jest tajemnicą, której powinniśmy poświęcać nasze życie. Znaki te są nam potrzebne, abyśmy naśladowali Jezusa idąc prostymi ścieżkami. Znaki mają być tylko pomocą, aby szczęśliwie dotrzeć do celu naszej drogi…

Jezus jest znakiem, którego trzeba wciąż kontemplować, aby właściwie zrozumieć Jego zamysł względem każdego człowieka. Jezus uczy nas, że codzienne znaki Jego obecności w świecie są nam ogromną pomocą w osiągnięciu nieba…

Mariusz Han SJ


“Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać” (Ludwig Wittgenstein, Dzienniki)