Oblubieniec i Oblubienica

Oblubieniec i Oblubienica. Jezus i Kościół. Mąż i Żona. Eucharystia i Małżeństwo. Dwa sakramenty, dwie tajemnice, pełne niesamowitych podobieństw, a wszystko związane z Miłością. Można powiedzieć, że to właśnie Miłość jest przyczyną i celem wszystkiego. Do Niej tęsknimy, Jej szukamy, ale co najważniejsze – nie jesteśmy w stanie Jej zrozumieć. Dlatego te wszystkie uproszczenia czy błędy, w których uznajemy za Miłość coś, co Nią nie jest. Do Niej nie da się dojść na skróty. Zaczyna się zakochaniem, zauroczeniem, gdy jedna Osoba czuje się przyciągana do drugiej Osoby. Jakie to szczęście, gdy doświadcza się wzajemności! Zachwyt, że się kocha i że się jest kochanym. Wówczas dostrzega się tylko piękno Drugiego. Nie widzi się kłopotów, trudności. Nie ma żadnych skaz ani rys. Kochanie wydaje się takie łatwe i przyjemne. Nic, tylko żyć Miłością. Ale to jeszcze nie jest Miłość. Uczy nas tego Bóg, który JEST Miłością. Ten, który pierwszy szaleńczo ukochał człowieka: słabego, pełnego skaz, nie umiejącego kochać ani odpowiadać na Miłość. Mimo to Bóg wybiera człowieka, tęskni za nim tak bardzo, że sam staje się Człowiekiem, by okazać człowiekowi ogrom swej Miłości: by umrzeć właśnie z Miłości. A ponieważ jest Bogiem, to Wydarzenie Miłości zostawia Wspólnocie ludzi, czyli swej Oblubienicy, na wieczność w sakramencie Eucharystii. Odtąd aż do końca świata na niezliczonej ilości ołtarzy uobecnia się to Wydarzenie po to, by człowiek uczył się miłości. Bo takie jest zadanie każdego człowieka: uczyć się Miłości. W małżeństwie jest to podobnie: gdy dwoje zupełnie obcych ludzi, pociągniętych wzajemną fascynacją, chce umacniać i rozwijać tę tajemniczą więź między sobą aż do śmierci. Dostrzegają to pasterze Kościoła: „Wzajemne wyrażenie zgody, którą mąż i żona wypowiada w Chrystusie, i która czyni z nich wspólnotę życia i miłości, ma również wymiar eucharystyczny. W rzeczywistości w teologii Pawłowej, miłość małżeńska jest znakiem sakramentalnym miłości Chrystusa do swego Kościoła, miłości, która ma swój punkt kulminacyjny w Krzyżu, który jest wyrazem Jego „zaślubin” z ludzkością, a zarazem źródłem i centrum Eucharystii” (Benedykt XVI, Sacramentum caritas 27) W ziemskiej rzeczywistości każdy związek przechodzi próbę. Także na Eucharystii doświadcza się znużenia. Przewidywalność gestów i słów budzi wewnętrzny opór i niechęć do aktywnego uczestnictwa. Bez zaangażowania coraz trudniej doświadczyć radości i szczęścia. Pozostaje tylko żmudne wypełnianie zobowiązania. Pojawiają się pokusy, by odejść. Małżeństwo również nie jest wolne od takich stanów. Wypala się to czysto zewnętrzne zaangażowanie i ekscytacja pięknem Drugiego. Pozostaje żmudna i czasem ogromnie nudna codzienność, gdy – jak się wydaje – nic pięknego w tej relacji się nie wydarzy. Bardzo często człowiek zapomina, że Miłość jest łaską. W Eucharystii to Bóg robi wszystko, by spotkać się z człowiekiem. On pierwszy. Człowiek ma tak naprawdę do wykonania tylko jedno: pozwolić siebie kochać. Zrezygnować z oczekiwań i wyobrażeń i całkowicie otworzyć się na Innego, Oblubieńca, przez którego to wszystko się stało i dla którego nieustannie się dzieje. Tylko przyjęcie daru Miłości owocuje w życiu Oblubienicy. Także w małżeństwie ożywcze i uwalniające jest odrzucenie egoizmu, skupienia się na sobie, i pozwolenie współmałżonkowi, by kochał tak, jak potrafi. Tylko przyjęcie daru Miłości owocuje w życiu małżeńskim. (Elżbieta i Piotr Krzewińscy)