Przeżywamy po raz kolejny Światowy Dzień Chorego. Myślę, że refleksje związane z tym dniem każdy z nas pobudza w sposób szczególny, gdy choroba dotyka nas samych, bądź kogoś z naszych bliskich, przyjaciół, znajomych. W sposób przedziwny, w tym stanie naszego ducha i ciała, wszystko inne zdaje się schodzić na dalszy plan, staje się drugorzędne, mniej ważne; koncentrujemy uwagę na tym, by przywrócić równowagę naszemu organizmowi, a w wypadku bliźnich, zagwarantować im naszą pomoc, opiekę, ulgę w cierpieniu. Ktoś powiedział kiedyś, że „zdrowy, nigdy nie zrozumie w pełni człowieka chorego”. Bo rzeczywiście nie jesteśmy w stanie wniknąć w psychikę chorego, ani odczuć jego oczekiwań, lęku, nadziei na poprawę zdrowia. A jednak winniśmy wówczas wspomnieć na te zdarzenia, gdy sami znaleźliśmy się w tej niekomfortowej życiowej sytuacji, gdy złożeni chorobą oczekiwaliśmy pomocy i wsparcia ze strony bliskich nam osób, czy personelu lekarskiego. Każdy z nas był kiedyś chory, nieraz bardzo poważnie. Wielu z nas towarzy- szyło również chorobie bliskiej naszemu sercu osoby. Ilu ludzi, nieraz przez całe lata opiekuje się chorym. Ile heroizmu, hartu, samozaparcia, cierpliwości, miłości, nadziei i wiary musi mieć w sobie taka osoba, która bez narzekania niesie pomoc bliźniemu, nie oczekując za to zapłaty, bo jej głównym przesłaniem jest wola zrozumienia stanu chorego i przyniesienia mu ulgi w znoszeniu cierpienia. Nasz Pan – Jezus Chrystus, doskonale rozumiał chorych, niósł im nadzieję i przywracał zdrowie, bo przecież kto jak On, zna ból i cierpienie. Ale On, dał również talent nam ludziom – byśmy tylko potrafili z niego zrobić użytek – niesienia pomocy drugiemu człowiekowi. Nie wszystkich nas stać na osobowość św. Matki Teresy z Kalkuty, Matki Trędowatych – dr Wandy Błeńskiej, czy bezimiennych opiekunów chorych w szpitalach, hospicjach, domach opieki, wolontariuszy. Możemy jednak, z głębi naszego serca wydobyć i uzewnętrznić te dary Bożej łaski i zanieść je naszym drogim chorym, którzy od nas tego oczekują. Nieraz tak niewiele oni wymagają, znosząc w milczeniu i pokorze swe cierpienie. Nasza obecność, wsparcie, uśmiech, wyrozumiałość, czy choćby uścisk i potrzymanie w swych dłoniach ręki chorego niesie mu nadzieję i spokój, że ktoś go kocha, chce mu pomóc, że może zawsze na nas liczyć. Dla nas zdrowych to przecież tak niewiele, dla chorych to znaczy nieraz więcej niż lek. Pamiętajmy o tym nie tylko z racji Światowego Dnia Chorego, ale każdego dnia, kiedy nasza Siostra czy Brat, będzie od nas tej pomocy oczekiwał. Nie dopuśćmy do tego, by on zwątpił w nasze przywiązanie i szczerość naszych uczuć. Nieśmy mu każdego dnia w darze nasze serce, dzielmy się swą miłością i nadzieją, dajmy mu oręż do jego osobistej walki z chorobą, wspierając go modlitwą i swą obecnością przy nim.

Janusz Marczewski