Trud owocowania Słowa
o. Jerzy Zieliński OCD
Bogactwo sposobów
Słowo Boga jest nośnikiem odwiecznej mądrości, potrzebnej nam wszystkim do wzrastania. Bóg daje poznać swe słowo na różne sposoby. Możemy je usłyszeć i zobaczyć w zjawiskach zachodzących w świecie natury. Niemal namacalnie, poprzez zmysły, dotykamy jakiejś Bożej prawdy lub tajemnicy, zilustrowanej w zjawisku przyrody.
Swoje słowo Bóg przekazuje także przez wewnętrzne natchnienia, światła i pouczenia. Ten wewnętrzny sposób spotkania ze słowem jest tajemniczy, ale zarazem niezmiernie skuteczny. Odciska w ludzkim wnętrzu ślady, które pozostają na długo, niejednokrotnie na całe życie. To, co poznajemy w taki sposób, jest najtrudniejsze do wypowiedzenia i przekazania, gdyż Bóg dostosowuje się do indywidualnych i niepowtarzalnych cech każdej ludzkiej istoty.
Wyjątkową i najcenniejszą drogą, po której dociera do nas słowo, jest nauczanie Jezusa, a szczególnie przykład Jego życia. Św. Jan od Krzyża porównał Go do kopalni o niezliczonej ilości korytarzy, nie mających końca. Gdziekolwiek zaczniemy kopać, zawsze znajdziemy bezcenną i świeżą mądrość Bożego słowa.
Tajemnice słowa
Chociaż słowo Boże dociera do nas na tyle różnych sposobów, jego owocowanie nie jest sielanką. Słowo zawiera w sobie liczne tajemnice, których nie jesteśmy w stanie do końca pojąć. Życie z tajemnicami wymaga zaufania słowu. „Wszystko, co w sobie rozpoznajemy — pisze św. Teresa Benedykta od Krzyża — dotyczy jedynie dostępnej naszemu poznaniu powierzchni duszy. Głębia, gdzie to powstaje, jest w znacznym stopniu ukryta nawet dla nas samych. Jedynie Bóg ją zna i może oczyścić… Wszystkich nas oszukuje zewnętrzny cień spraw; stoimy tu na ziemi w obliczu nieprzeniknionych zagadek, których prawdę zna jedynie sam Stwórca”.
Niejednokrotnie słowo nie wydaje owoców lub są one małe, bo boimy się zawierzyć temu, czego nie możemy dotknąć, zmierzyć, czego kształtu i koloru nie potrafimy określić. Wszystko, co nie daje się opisać w powyższy sposób, nie leży w granicach naszej mądrości. Spotkanie z tym, co Boże, zawsze jest więc bolesnym doświadczeniem, bo zaufanie kosztuje i nie da się go kupić w pierwszym sklepie za rogiem ulicy. Poznawanie słowa i wydawanie owoców wymaga pokory i czasu. To tak, jak z oczami człowieka, który z ciemnego pomieszczenia wyszedł nagle na zewnątrz i został uderzony wszechogarniającym światłem. W pierwszej chwili nic nie widzi, oczy bolą go i pieką, chciałby natychmiast wrócić do mroku. Potrzeba czasu i pokory, by oczy przyzwyczaiły się i mogły dostrzegać znajdujące się obok przedmioty.
Szkodliwe tendencje
Odpowiedzią na słowo Boga jest nasze słowo, czyli modlitwa i ściśle związane z nią czyny. Decydują one o owocowaniu, które jest jak wrażliwa roślina. By się rozwijała, potrzebuje nie tylko właściwej gleby. Sprawą wielkiej wagi jest także ochrona przed tym, co szkodzi. Mentalność człowieka naszych czasów i styl jego życia odpowiedzialne są za pojawienie się różnego rodzaju skłonności, wrogich Bożemu słowu. By im nie ulec, modlitwa i czyny muszą przeciwstawić się tendencji do przesadnej spontaniczności, aktywizmu, roztargnień, powierzchowności i dominacji.
Przezwyciężaj tendencję do przesadnej spontaniczności. Bez wątpienia rozwój modlitwy powinien przebiegać od posługiwania się gotowymi formułami i metodami do rozmowy z Jezusem, której nie krępują sztywne gorsety. Doświadczenie uczy, że wraz z postępem duchowym zmniejsza się potrzeba naśladownictwa, a daje o sobie znać potrzeba wyrażania siebie. Modlitwa jest tym piękniejsza i prawdziwsza, im bardziej własna. Nie oznacza to bynajmniej, że spontaniczność jest jedyną drogą modlitwy. Jest punktem docelowym modlitwy, ale nie punktem wyjścia. W początkowych etapach modlitwy metody są bardzo pomocne. Ponadto wielka wartość modlitewnych formuł ujawnia się w okresach oschłości. Wówczas trudno jest modlić się własnymi słowami i pozostaje jedynie cierpliwe i powolne powtarzanie Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo czy różnych aktów strzelistych: Jezu, ufam Tobie; Jezu, kocham Ciebie…
Modlitewne formuły pełnią również cenną rolę nauczycieli pokory. Nieraz dajemy się uwieść subtelnej pysze, gdy dumni jesteśmy z tego, że potrafimy modlić się własnymi słowami albo gdy rozpiera nas radość, bo wypowiadane słowa są niemal jak poezja. Doświadczenie łatwości na modlitwie z pewnością ubogaca ją. Trzeba jednak pamiętać, że jest darem. Gdy przychodzi oschłość, uświadamiamy sobie coś bardzo ważnego: nie w naszej mocy jest zatrzymać i kontynuować taki sposób modlitwy. Uczymy się wówczas pokory maluczkich, których serca modlą się prostotą zwykłych słów, często pozbawionych poetyckiego piękna i cierpliwie powtarzanych.
Przezwyciężaj tendencję do aktywizmu. Z pewnością daleko nam do tego, by nazwać siebie pracoholikami. Niemniej w sposobie myślenia i postępowania hołdujemy zasadzie, że tyle jestem wart, ile potrafię pokazać owoców pracy rąk swoich. Nie mówimy tego głośno, lecz sercu taka opinia jest bliższa z powodu pewnych wygodnych założeń: konieczności życiowe, nerwowa atmosfera otoczenia, która wciąga i rozprasza, naglące obowiązki stanu, radość płynąca z czynu, bądź też oschłość i znużenie na modlitwie. Te rozliczne motywy mogą stać się niebezpieczną pułapką dla owocowania słowa.
Zdolność działania, tworzenia i przekształcania jest wielkim dobrodziejstwem i nie zabija w nas Bożego słowa, gdy zachowa umiar, gdy jest wyrazem pełnienia woli Jezusa, a nie własnej woli, gdy wreszcie rozumie potrzebę podejmowania trudu modlitwy. Aktywizm pozbawiony roztropności traci z pola widzenia prymat wartości duchowych i wówczas staje się herezją czynu. Człowiek o takim podejściu do życia jest niezdolny do wydawania owoców. Modlitwa i dobry czyn zawsze będą dla niego zbyt trudne, stąd znajdzie wiele szlachetnych motywów, by je obejść.
Przezwyciężanie aktywizmu nie zmierza do tego, by zwrócić się do przeciwnej mu skrajności. Aktywność i modlitwę należy łączyć zgodnie ze stanem życia, do którego ktoś został powołany i z wymogami, jakie zeń wynikają.
Przezwyciężaj tendencję do roztargnień. Jedną z najczęstszych trudności na modlitwie są roztargnienia. Nieumiejętność radzenia sobie z nimi może prowadzić do całkowitego zniechęcenia się do modlitwy. Roztargnienia związane są głównie z naszą wyobraźnią i pamięcią. Bywa, że dopuszcza je sam Bóg. Wówczas cierpliwe i wytrwałe ich znoszenie staje się środkiem oczyszczenia, drogą duchowego wzrastania. Najczęściej jednak przyczyna roztargnień znajduje się w nas. W naszym świecie panuje trend lekceważenia milczenia i samotności. Nie umiemy, a niekiedy nie chcemy wchodzić w te dwa fundamentalne dla ludzkiego ducha doświadczenia. Tymczasem w dużej mierze od nich zależy stan naszej wyobraźni i pamięci. Pamięć i wyobraźnia wciąż pozostaną żywe, bo taka jest ich natura, lecz panowanie nad nimi i przywoływanie uciekających od Jezusa myśli aktami wiary i miłości będzie znacznie łatwiejsze.
Przezwyciężaj tendencję do powierzchowności. Ogromna ilość docierających do nas informacji, powszechny pośpiech, nadużywanie słów nie sprzyjają formacji duchowej, która sięgałaby w głąb i rodziła owoce. Czytamy i słuchamy powierzchownie. Ten styl życia czyni wiele szkody modlitwie, a przecież jej zasadniczym zadaniem jest prowadzić do głębokiej zażyłości z Chrystusem. Czytaj więc z większą uwagą, dostrzegaj z głębią, mów mniej, lecz z większą pokorą i mocą w słowach.
Przezwyciężaj tendencję do dominacji na modlitwie. Stawiając siebie w centrum świata, człowiek mierzy go własną miarą. Nie jest skłonny ani do słuchania, ani do posłuszeństwa. Łatwo więc dochodzi do przekonania, że modlitwa jest jego działaniem, podczas którego przedstawia Bogu własne propozycje i oczekuje odpowiedzi. Modlitwa wyrasta jednak z innej logiki, w której człowiek nie jest w centrum. Wszystko zaczyna się od wsłuchiwania w mądrość Bożego słowa. Mówienie i decydowanie przyjdą później jako odpowiedź na Boże działanie w naszym życiu. Biblijny mędrzec, który dobrze to zrozumiał, pozostawił nam w dziedzictwie piękną modlitewną prośbę o mądrość: Wyślij ją z niebios świętych, by przy mnie będąc pracowała ze mną. Ona bowiem wie i rozumie wszystko, będzie mi mądrze przewodzić w mych czynach. I będą przyjemne dzieła moje i stanę się godnym tronu mego Ojca (Mdr 9, 9-12).
Jerzy Zieliński OCD