Proboszcz z Ars o czyśćcu mawiał, że to Boża izba chorych. Sam często sprawował Msze św. za dusze zmarłych i otaczał wielką troską nie tylko żyjących parafian. Dni spędzone w konfesjonale nie pozostawiały w jego sercu złudzeń co do stanu duchowego jego podopiecznych, więc zdawał sobie sprawę, jak bardzo potrzebują wsparcia po śmierci. W jednym ze swoich kazań wołał: „Ogień w czyśćcu jest ten sam co w piekle; różnica na tym tylko polega, że nie jest wieczny. Dałby Bóg, żeby która z tych dusz biednych, które tam przebywają, stanęła dziś na moim miejscu, otoczona ogniem ją pożerającym, i opowiedziała sama męczarnie swoje, napełniła ten kościół swymi jękami, to może by zmiękczyła i do litości pobudziła serca wasze! «O jakże my cierpimy, uwolnijcie nas bracia z tych męczarni, wy to możecie uskutecznić. O gdybyście wy czuli, co to za boleść być w rozłączeniu z Bogiem! Któż to wysłowi?»”. Nie było to jedynie katechizmowe nauczanie, gdyż ks. Jan miał dar kontaktu z duszami pokutującymi w czyśćcu. Słowa padające z ambony płynęły z głębi jego doświadczenia i realnego współczucia tam cierpiącym. Zresztą oni nie pozostawali mu dłużni – w tym samym kazaniu święty zapewnia: „te dusze pełne miłości, wywdzięczając się, wyproszą dla nas tysiąc razy więcej, niż my im dajemy”. I nie rzucał słów na wiatr.
Święty Janie Vianney’u, pomóż nam pamiętać o potrzebach pokutujących w czyśćcu i liczyć na ich pomoc!