Dawno, dawno temu w nie tak odległej galaktyce dzieci w katolickich szkołach pisały na początku swoich wypracowań drukowane litery JMJ. Litery oznaczały Jezusa, Marię i Józefa – pierwszą rodzinę ich wiary. Potem, w szkole średniej, pisały AMDG – Ad Maiorem Dei Gloriam – ale nie mogłoby być mowy o chwale, o żadnym powrocie do Domu, gdyby nie te pierwsze kroki do Betlejem postawione przez cieślę i jego ciężarną żonę oczekujących ukochanego syna. JMJ to odpowiedni, skrótowy opis narodzin wiary katolickiej. Lubię być katolikiem, bo w najbardziej mrocznych chwilach życia wiedziałem, że Jezus zstąpił na ziemię, by dać mi nieustające życie, i właśnie tym się teraz cieszę.
Fran Morgan
Deer Park w stanie nowy Jork
Lubię być katolikiem, bo kochamy matkę Jezusa, która jest też naszą matką.
Nadine Yeldig Beaverton w stanie Oregon
Otrzymałem imię Józef po ojcu. Gdy zainteresowałem się historią rodziny, dowiedziałem się dlaczego. W 1929 r. ojciec otrzymał chrzest w małym kanadyjskim kościele katolickim w Maine. W tamtych czasach istniał zwyczaj zapisywania w księgach parafialnych, poza imionami wybranymi, „Józef” przy każdym nowo ochrzczonym chłopcu i „Maria” przy każdej dziewczynce. Oznaczało to, że wszystkie dzieci w miasteczku nosiły imiona rodziców Jezusa. Z początku wydawało mi się, że to dziwny zwyczaj. Dopiero znacznie później zacząłem dostrzegać jego znaczenie. Dzięki tej prostej tradycji wszyscy stawali się opiekunami, rodzicami, rodziną Jezusa – gotowymi zajmować się Dzieciątkiem. W ten sposób doceniłem dar noszenia imienia Józef.
Joseph Durepos, agent literacki, Downers Grove w stanie Illinois
Zobacz: Lubię być katolikiem, Poznań 2009