Miłosierdzie nie jest pustym słowem, ale stylem życia. Mogę być miłosierny albo niemiłosierny, wybór należy do mnie.
„Czym innym jest mówić o miłosierdziu, a czym innym żyć miłosierdziem. Parafrazując słowa św. Jakuba Apostoła (por. 2, 14-17) moglibyśmy powiedzieć: miłosierdzie bez uczynków jest martwe. Tak właśnie się dzieje! To, co sprawia, że miłosierdzie jest żywe, to jego stała dynamika, by wychodzić naprzeciw potrzebom i niedostatkom tych, którzy są w trudnej sytuacji duchowej i materialnej. Miłosierdzie ma oczy, żeby widzieć, uszy, żeby słyszeć, ręce, żeby stawiać na nogi…
Czasem mijamy sytuacje dramatycznego ubóstwa i wydaje się, że nas one nie dotyczą. Życie toczy się dalej, jakby nic się nie stało, w obojętności, która na koniec czyni z nas obłudników i nie zdając sobie z tego sprawy popadamy w swoisty duchowy letarg, który sprawia, że nasz umysł staje się nieczuły, a życie jałowe. Ci, którzy przechodzą, idą przez życie nie zauważając potrzeb innych, nie dostrzegając tak wielu potrzeb duchowych i materialnych, to ludzie, którzy przemijają, wcale nie żyjąc; to ludzie, z których inni nic nie mają. Zapamiętajcie to sobie dobrze. Kto nie żyje po to, by służyć innym, jest bezużyteczny dla życia. W ten sposób droga miłosierdzia stanie się coraz bardziej konkretna. Konieczne jest zatem, abyśmy byli czujni jak strażnicy, żeby w obliczu ubóstwa wytworzonego przez kulturę dobrobytu spojrzenie chrześcijan nie ulegało osłabieniu i nie zatraciło umiejętności dążenia ku temu, co istotne. Co to znaczy dążyć ku temu, co istotne? Dążyć do Jezusa, widzieć Jezusa w głodnym, uwięzionym, chorym, ogołoconym, w tym, który jest bezrobotny, a musi utrzymać rodzinę. Widzieć Jezusa w tych naszych braciach i siostrach. Widzieć Jezusa w tym, który jest osamotniony, smutny, w tym, który błądzi i potrzebuje rady, w tym, któremu trzeba towarzyszyć w ciszy, aby nie czuł się osamotniony. Oto dzieła, których Jezus od nas oczekuje” – Ojciec Święty Franciszek.