W owej chwili spokój głęboki wrócił się do duszy Wojciecha. Wielkie męstwo, owoc dojrzały cnót uprawianych w ciągu życia długiego ocknęło się z omdlenia. Uspokoiło się serce. Radość prosta, mocna i górna roześmiała się w piersiach, a uniesienie nieopisane zamieszkało w ciele. Gdyż w ciało postronkami związane wstępował Chrystus Pan kroczący na górę śmierci. Słowo pozdrowienia, politowania i pocieszenia, słowo modlitwy do Jedynego Współbrata w przestrzeniach i w wieczności wypełzło na wargi.
Rzeczywistością stał się sen życia całego.
Wojciech stał się Chrystusem wiszącym na krzyżu.
Usłyszał głos:
– Nie bój się!
– Daj mi być Tobą samym, a ty bądź mną.
Ozwie się echo:
– Amen! (…)
Siedem ran straszliwych poniósłszy, apostoł śmiertelny sen przyjął pod ciosami. Tłum porąbał na części jego ciało. Części rzucił do wody. Głowę odrąbaną na żerdzi zatknięto.
Stefan Żeromski, Wiatr od morza (1922).