Wszystko, cokolwiek czynimy dobrego, ściele się przed nami jak dywan, po którym kroczymy do nieba. Rzadko zastanawiamy się nad tym, że naszą drogę do nieba wyznacza czynione przez nas dobro. Warto jednak uświadomić sobie wagę każdego dobrego czynu. Ma ono bowiem znaczenie nie tylko dla naszego ziemskiego życia, ale też dla życia wiecznego. Czyniąc dobro, wydobywamy z siebie to, co jest w nas najlepsze – miłość. Tylko miłość jest motywem , dla którego podejmujemy się uczynić coś dobrego, czyli to, co ma wartość nadprzyrodzoną. Czasami ktoś może zrobić coś, co obiektywnie wydaje się być dobrem, ale czyni to z pobudek egoistycznych. Wtedy jednak taki uczynek nie ma wartości przed Bogiem. Ważna jest bowiem intencja, z jaką podejmujemy nasze działanie. Jedyną intencją, która nadaje wartość naszym czynom jest miłość. Taki dobry czyn prowadzi nas do nieba. Stąd też nasza droga ku niebu, ku szczęściu wiecznemu z Bogiem może być usłana tylko czynami zrodzonymi z miłości. Każdy z nich umacnia nas na właściwej drodze, dodaje skrzydeł, gdy spotykamy trudności i leczy rany, gdy na nasze dobro ktoś odpowie niewdzięcznością. Nawet jeśli nikt z ludzi nie zauważy naszego dobrego czynu i nie pochwali, nie podziękuje, to jednak widzi go Bóg, a Jego miłość jest dla nas wystarczającą nagrodą. Bądźmy wielkoduszni w czynieniu dobra! W taki sposób będziemy stąpać po drodze prowadzącej nas do nieba, gdzie już na wieki zanurzymy się w najwyższym Dobru, którym jest Bóg.
Jaka jest moja droga życia?
Którędy idę każdego dnia?
Czy wybieram te czyny, które podpowiada mi miłość?
Warto pomyśleć nad tymi pytaniami. Warto spojrzeć przed siebie, bo z Bożej Opatrzności mamy dzisiaj kolejny dzień życia, aby drogą dobra przybliżyć się do nieba, do Boga. Warto czynić dobro, bo nie ma innej drogi do szczęścia…
Drogą czynienia dobra szła Maryja. Pobiegła do Elżbiety, aby zanieść jej Jezusa, dzielić z nią macierzyńskie troski i wesprzeć w zwykłej szarej codzienności. Wrażliwym sercem zauważyła kłopot młodych małżonków w Kanie Galilejskiej i przyczyniła się do uczynionego przez Jezusa cudu przemiany wody w wino. Ileż razy spieszy nam z pomocą dzisiaj, choćby w licznych sanktuariach, do których pielgrzymujemy, aby prosić Ją o pomoc w naszych strapieniach i kłopotach.
Nazywamy Maryję Królową nie dlatego, że ma władzę rządzenia, ale dlatego, że służy. Jest Królową miłości, która prowadziła Ją drogą do nieba. „Jedynie miłość może wznieść człowieka ponad jego śmiertelną kondycję: jest wysłannikiem Boga, iskierką wieczności”. (Raoul Follereau)
Modlę się…
Wierzę, tak, wierzę, że pewnego dnia,
a będzie to Twój dzień, mój Boże,
pójdę ku Tobie, niosąc w rękach wszystkie moje łzy
i to serce tak dziwne, które Ty mi dałeś,
serce za wielkie dla nas, bo jest całe dla Ciebie.
Przyjdę pewnego dnia, a Ty odczytasz na mej twarzy
wszystkie smutki, wszystkie walki, wszystkie upadki
na drogach wolności.
Ty znasz, o Panie, każdy mój grzech.
Ale i to wiem, mój Boże,
że grzech przed Tobą nie jest straszny,
bo Ty go odpuszczasz.
Przed ludźmi jest się poniżonym,
ale przed Tobą jest rzeczą przedziwną być tak biednym,
bo się jest kochanym…
Pewnego dnia, a będzie to Twój dzień, mój Boże,
przyjdę do Ciebie i w prawdziwym wybuchu
mego zmartwychwstania dowiem się wreszcie,
ze czuła miłość to Ty,
że moja prawdziwa wolność to także Ty.
Przyjdę do Ciebie, mój Boże,
i ukażesz mi swoje oblicze.
Przyjdę do Ciebie z moim najbardziej szalonym marzeniem:
żeby Ci przynieść świat w moich ramionach.
Przyjdę do Ciebie i wykrzyczę Ci pełnym głosem
całą prawdę o życiu na ziemi.
Będę krzyczał krzykiem z głębi wieków:
„Ojcze, starałem się być człowiekiem,
a jestem Twoim dzieckiem”.
Jacques Leclercq