Po adwentowym oczekiwaniu, wigilijną nocą, niezmiennie powitamy przychodzącego do nas Jezusa, choć w tej małej figurce – składanej rękami kapłana – na sianku żłóbka, a tak w wymiarze duchowym, Tego, który dzisiaj „niepojęte dla nas dary, niesie z nieba Ojciec łaskawy”. Wówczas w Betlejem, a dzisiaj przychodzi do każdego z nas, który Go oczekiwał, i który Go z wiarą, nadzieją i niesłabnącą miłością chce powitać w swoim domu. „Bogu dziękczynne głosy, wznośmy dziś pod niebiosy, że nam dał na świat Syna swego – w Bóstwie Jemu równego – Boga prawdziwego”. A On, w „tę cichą, świętą noc, narodzony Boży Syn – Pan wielkiego majestatu, niesie dziś całemu światu – odkupienie win”. „Spieszmy więc, spieszmy, On na nas woła, On na to przyszedł, ażeby nas zbawił, otoczmy żłóbek Jego dokoła, aby nas rączką swą pobłogosławił”. „Niechaj będzie pochwalony, Bóg w Betlejem narodzony, który z nieba zszedł na ziemię, by odkupił ludzkie plemię. Dziecię Jezus zeszło z nieba, by łaknącym podać chleba, by cierpiącym życie słodzić, by ze Stwórcą świat pogodzić”. Kiedy wsłuchujemy się w treść wielu z polskich kolęd, dostrzegamy, ile zawdzięczamy Stwórcy, który z nadzieją przynosi nam te „niepojęte dary”. Obyśmy tylko potrafili je należycie spożytkować, szczególnie teraz, w tym niepogodzonym świecie. Przed nami Rok Jubileuszowy 2025, który będziemy obchodzić pod hasłem ”Pielgrzymi Nadziei”. Wkraczając w Jubileuszowy Rok Święty, podążajmy za słowami papieża Franciszka, który powiedział: „Idźmy jako pielgrzymi nadziei, abyśmy odkrywając na nowo swoje powołanie i odnosząc się do różnych darów Ducha Świętego, byli w świecie nosicielami i świadkami marzenia Jezusa: tworzyć jedną rodzinę, zjednoczoną w miłości Boga i złączoną więzią miłości, dzielenia się i braterstwa”. Niech zatem w naszych rodzinach nie zabraknie miłości, dzielenia się wspólnym dobrem i wszechobecnym braterstwem. I z takim nastawieniem zechciejmy przeżyć tegoroczne święta Bożego Narodzenia. Jeśli dzisiaj, w XXI w. potrafimy to nadal kultywować, jest to dowód wartości i siły naszej wiary, która mimo wielu trudnych zawirowań, nic nie straciła ze swego przesłania. I to jest w świętach Bożego Narodzenia tym bogactwem, którym obdarzyli nas przodkowie, czyniąc to z nadzieją, że potrafimy to uszanować i przekazać potomnym. Niech zatem nasze świętowanie oparte będzie na tych zwyczajach naszych przodków, które swym pięknem i wymową podkreślają ich duchowość i charakter; nie dopuśćmy, by cokolwiek miało ten charakter zburzyć. Po okresie adwentowego oczekiwania, przystroimy drzewko choinki, kupimy prezenty, przygotujemy świąteczne potrawy. Odwiedzimy nocą świątynię, by uczestniczyć w Pasterce, zaśpiewamy kolędy, a przed tym zasiądziemy do wspólnej wigilijnej wieczerzy, by podzielić się Opłatkiem, złożyć sobie życzenia na te święta, na ten Nowy Rok . Tak jest od wieków. Czynili to nasi praojcowie, nasi rodzice, czynimy to my, przekazując naszym dzieciom i wnukom tę odwieczną tradycję. Gdy jednak na naszym stole wigilijnym zapłonie światło świecy, pozostawmy to przysłowiowe „puste” miejsce dla spóźnionego gościa, a może zaprośmy do wspólnego stołu osobę samotną, zapomnianą, ubogą. Niech ona w tym dniu nie będzie sama; otwórzmy swoje serce, by ukorzyć jej ból. Będzie i nam jakoś miło i ciepło. Poczujemy i my spływającą na nas łaskę Wszechmocnego i wdzięczność. „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych mnieście uczynili” .
Na te szczególne dni Bożych Narodzin, przyjmijcie szczere życzenia Bożego błogosławieństwa. Niech one upłyną w atmosferze szczęścia rodzinnego, miłości i wszelkiego dobra; niech będą czasem spotkań rodzinnych, pojednania i dobrego samopoczucia, przy dobrym zdrowiu i pogodzie ducha.

Janusz Marczewski

P.S. Kiedy zbliża się Boże Narodzenie, a ja przekroczyłem kolejną barierę wiekową, postanowiłem podzielić się moimi wspomnieniami sprzed 84.lat.

 Jest dzisiaj czwartek 19 grudnia 1940 r. Tato przyniósł do domu piękną, pachnącą lasem choinkę. Najpierw ją zamocował  w zrobionym przez siebie drewnianym, zielonym stojaku. A potem zaczął ją powoli, z namaszczeniem i z wielką – charakteryzującą go – dokładnością, ubierać w wyjęte z drewnianej skrzyni ozdoby choinkowe. Wiele z nich sam wykonał, były bardzo piękne. Staliśmy z siostrą przyglądając się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczyma, podziwiając kunszt czynności Taty, który od czasu, do czasu spoglądał na nas patrząc, jakie wrażenie czyni na nas piękniejąca z każdą chwilą choinka. W pewnej chwili siostra rzekła do mnie : Tata już dziś ubiera choinkę, bo jutro są twoje 4.urodziny. Kiedy choinka już stanęła w pełnej krasie w wyznaczonym jej miejscu, wszystko było na niej piękne; ozdoby, lameta, anielskie włosy i te białe, małe świeczki umieszczone w żabkach, przytwierdzonych do gałązek choinki. A na samym szczycie, ten ozdobiony dzwoneczkami czubek, tak wysoko pod sufitem.  Tato stanął w pewnym oddaleniu, zawołał Mamę, która krzątała się w kuchni i razem patrzyli to na choinkę, to na nas. Tato zapytał; podoba się wam choinka ? spojrzał najpierw na Mamę, a potem na nas. Wszyscy odrzekliśmy z zachwytem, że tak. Ale czemu świeczki się nie palą, zapytałem. Tato odpowiedział: zapalimy je dopiero we wtorek, w wigilię, kiedy narodzi się mały Jezusek, a my zasiądziemy do wieczerzy, podzielimy się Opłatkiem, złożymy sobie życzenia, zaśpiewamy kolędy. A potem, jak będziecie grzeczni, to Gwiazdor przyniesie wam podarki. A co to będzie zapytała siostra ? Mama spojrzała na Tatę i odrzekła : to dzisiaj wielka tajemnica, na tę niespodziankę musicie poczekać do wtorku.  Gdy tak podziwialiśmy przystrojoną choinkę, Tato przyniósł wykonany przez siebie żłóbek, przepięknie przystrojony watą na dachu, przez czerwone okienka dochodził blask żarówki. A w środku – na sianku leży mały Jezusek, przy kołysce Jego Mama – Maryja,   w niebieskich szatach i Jego Tata – św. Józef. Są tam osiołek i wół, są baranki i pasterze. A na zewnątrz klęczą królowie i stoi dostojny wielbłąd. Na górze żłóbka, na zewnętrznej ścianie błyszczy brokatem gwiazda betlejemska, a pod nią dziwny dla mnie napis: „Gloria in excelsis Deo”. Siostra mi tłumaczy, że to znaczy „Chwała na wysokości Bogu”.                                                      I nadszedł wtorek 24 grudnia 1940 r. Dalej wszystko potoczyło się tak, jak Tato obiecywał. Najpierw spoglądaliśmy z siostrą w niebo, czy już widoczna jest pierwsza gwiazdka, a gdy ją dostrzegliśmy, głośno to oznajmiliśmy. Tato dokładnie zasłonił okna czarnymi, papierowymi roletami – bo to przecież obowiązek wprowadzony przez okupanta. Następnie zapalił świece na choince, Mama wnosiła na stół wigilijne potrawy. Pamiętam zupę rybną, kaszę z sosem grzybowym, makiełki. Ale dla nas dzieci, najważniejsze było to, co miało nastąpić po wieczerzy. Gwiazdor przyniósł nam piękne zabawki. Siostra otrzymała wykonany przez Tatę regał sklepowy z szufladkami, lalkę, która zamykała oczy, a ja, wykonaną przez Tatę kolejkę i kolekcję zwierząt leśnych i domowych. Radość nasza była ogromna. Mama  z Tatą patrzyli na nas uśmiechnięci i szczęśliwi. Trwali we wzajemnym uścisku, bo przecież tak jak nas, kochali się wzajemnie wielką miłością. Mama spojrzała na Tatę i rzekła : dziękuję tobie za to wszystko, co dla nich przygotowałeś. Była bardzo szczęśliwa *).

               *) Ale nie wiedziała, że to ostatnie, razem przeżywane święta. Za 2.miesiące nie mieliśmy już Ojca , po aresztowaniu przez Gestapo.   A czy tak było dokładnie, jak tu opisałem, tego nie pamiętam . Zapewne tak przebiegło to nasze okupacyjne Boże Narodzenie A.D. 1940. I za to Wam Kochani Rodzice dziękuję, że w mroku okupacyjnej nocy stworzyliście nam prawdziwe, polskie, chrześcijańskie święta, których nigdy nie zapomnimy.                                              Niech Wam Bóg wynagrodzi !

Powyższy tekst wspomnieniowy opublikowałem wcześniej  (grudzień 2012 r.) w nr 52/540 gazetki parafialnej “Wniebowzięta“.