Ojcze z nieba
Czy kiedyś miliardy zrozpaczonych głosów nie krzykną ku mogiłom synów naszego wieku:
oddajcie nam Boga! Stwórco! mam Cię na głębiach duszy mojej i serca mego. Mówisz do mnie w dniach utrapień i rozmawiam z Tobą w noce samotne…
Eliza Orzeszkowa
Nie jesteśmy samotni we wszechświecie. Człowiek nie jest sierotą bez czyjegokolwiek zainteresowania dziejami świata. Jesteśmy dziećmi Boga. Mamy Ojca, który jest Królem wszechświata, Panem Kosmosu, Stworzycielem nieba i ziemi. Z tego faktu wypływa dla nas konieczność godnego życia, w zgodzie z tak niezwykłym pochodzeniem. Jezus objawił nam najpiękniejszą prawdę o naszym Bogu, ucząc nas prawdziwej, dobrej modlitwy, w której pojawia się wezwanie „Ojcze nasz”. Nikt dotąd tak Boga nie nazywał, nie miał takiego prawa i takiej świadomości. Dopiero od Jezusa Chrystusa w relacji człowieka do Boga pojawia się ojcowska miłość Boga i – w odpowiedzi – synowskie oddanie człowieka.
Grzech przeszkadzał jedności Ojca i Jego dzieci. Przez Chrystusa zostaliśmy na nowo usynowieni.
Nasz Ojciec mieszka w niebie. Tam jest także nasz dom i do niego zmierzamy w pielgrzymce życia. Nasze życie jest jedynie mostem, p[rzez który przechodzi się do Ojca, ale na którym nie można budować trwałego miejsca zamieszkania. „Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść” (Hbr 13, 14).W niebie, u Ojca czekają na nas mieszkania przygotowane przez Jezusa. Mówił On: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14, 2-3).
Bóg, nasz Ojciec pełen jest dobroci i miłosierdzia. Pomimo grzechów i upartego odchodzenia od Bożych przykazań i rad, ciągle na nowo nam przebacza i przyjmuje z radością do siebie. Ileż to razy człowiek ze smutkiem wyznawał: „Ojcze (…), już nie jestem godzien nazywać się Twoim synem” (Łk 15, 18-19). A Bóg wciąż wyczekiwał na syna marnotrawnego z nową szatą i z nowym pierścieniem, z radością i otwartym sercem przyjmując go do swego domu.
Nigdy człowiek nie zdoła zasłużyć sobie na miano syna względem Boga. Jeżeli Bóg stał się dla nas Ojcem, powołał do istnienia i podtrzymuje w nim, troszczy się o nasze losy i przygotowuje nam swój dom na mieszkanie, jest to owocem Jego niepojętej miłości, nie zaś naszej zasługi. I dlatego pokornie prosimy Go: zmiłuj się nad nami, bądź nadal Ojcem, nie zważaj na nasze grzechy, ale nas wysłuchaj.
Ojcze nasz
Jakżeż ja mogę powrócić do Ciebie, Boże?
Nie znajdę dróg zapomnianych, oślepły od bicia w twarz –
Chyba na oczy zmartwiałe ręce położysz,
Ojcze nasz…
Jakżeż ja mogę zawołać do Ciebie, Boże,
Kiedy przed bramą kościoła mych bluźnierstw stanęła straż?
Chyba mi w jakimś zaułku serce jak drzwi otworzysz,
Ojcze nasz…
Jakżeż ja mogę uwierzyć w moc Twoją, Boże,
Który na szlakach zgorzelisk w rozbitych kapliczkach trwasz?
Chyba… że we mnie uwierzysz, mimo żem z światem zgorzał –
Ojcze nasz…
Maria Blachaczek-Mazurowa (ur. ok. 1918)
Ks. Andrzej Zwoliński, op. cit.