Za siwymi wołami, Za rogatymi, Po mokrym lesie, z psami, Z psami chadzam żółtymi. Jeden zowie się Brysio, A drugi, bury, Mysio, A jest i suka w łaty, Co po rżysku, po złotem Szuka myszy kosmatej, Kretów szuka pod płotem. * Tak ja chadzam od zorzy, Kiedy koguty pieją Na dzień, na dzionek Boży; Wierzby we mgle bieleją Jakby szare chmureczki, I rosy drobne pacioreczki, I niknące gwiazdeczki... * Bo nie jestem parobek, Ale chłopiec dorobek: Woły pasać wiem jako, I grabić lada jako, Grabić siano w kopy, Znosić snopy!... * Sierpem jasnym w ząbeczki Ani gładkimi cepy Nie potrafię; bez sprzeczki Łeb rozbiłbym w czerepy Albo zaciął się w palec I spadłby jak padalec. * Umiem kopać motyką, I wykręcać fujary, I lipowe drzeć łyko, I spać w cieniu jak stary, I ogień robić w lesie W nocy, w nocy! Aż sowa dziwuje się I wiatrowie głębocy, Co dym niosą do góry I składają na chmury. * Uczę się taż czytania I wiem, że O jak bania, Lub jak koło u wożą, Że A jak szczyt u chaty, Że I jak gibka łoza, Że E jak dziad szczerbaty, Że U jak wół rogaty Albo jak przewrócona Dua, gdy wyprzężona... * Wiem, że Bóg jest na niebie, Co gospodarzy światem I zna wszystko u Siebie, I to, co drzewem, i co kwiatem, I co dniem, i co nocą, I jak gwiazdy się złocą... * I że myśli o chlebie Dla wszystkiego na świecie, A nie myśli dla Siebie! I że urodził się jak dziecię Najbiedniejsze w stajence, Choć jest świata dziedzicem; Że umarł za nas w męce Na krzyżu, z bladym licem I w koronie cierniowej. * Ach! włożyli go, płacząc, Do czeluści grobowej, Zamykając i znacząc; Bo się bali, jak zbóje, Czy kto ich nie szpieguje. * I tak trzy dni przeżyli Ludzie źli, dawni Żydzi, Myśląc, że się pozbyli Tego, co wszystko widzi, I że Boga zabili, I że słońce zgasili, I że nikt ich nie słyszy, Że krew od nich nie cuchnie, I że się to uciszy, Że ta powieść nie gruchnie! * Aż na trzeci dzień rano Zadrżał kamień na grobie I grzmot wielki słyszano, I Bóg w żywej osobie Wstał z chorągwią rozwianą, Wstał w jasności słonecznej, Od wszystkiego bezpieczny, I przebite wzniósł dłonie, I podarte wzniósł skronie, I bok dzidą przeszyty. * I szedł w górę, w błękity, Żeby ludzie widzieli, Że nikt nie jest zabity, Tylko ziemia go dzieli; Tak, jak ziarno zasiane W bruzdy, w groby orane, Co odrasta znów kłosem, Aż kłos z wolna mężnieje I obrasta aż włosem, I siwieje, bieleje. * I człek taki kłos ścina, I cepem go biczuje, Bo to Boża spuścizna I to Bóg nam sprawuje, Bo on myśli o chlebie Dla wszystkiego, prócz Siebie. * 0 mój Boże! mój Boże! Co nastałeś tu duszek; Kiedyś leżał w oborze, Chwalił Ciebie pastuszek, I jak dzisiaj, w niedzielę, Kiedy ludzie w kościele, Tak nie myślał o wołach, Tylko odbiegł wszystkiego, Rozkochał się w aniołach I już nie chciał niczego! I wesoło mu było, Jakby napił się nieba, Jakby mu się nakryło Stół i dało się chleba Z przenajzłotszej pszenicy, W najpiękniejszej kaplicy! * Wedle krzyża jak biegę Albo świętej figury, Co wystaje na chmury, To coś więcej postrzegę, To coś we mnie się modli, To coś dysze: "0 Boże, Tobie ręce przebodli, A dosiewasz wciąż zboże!..." I znów mówię: "0 Boże!" * Bo jak człowiek zasieje, To ma ino nadzieję, Ale nie wie, co w roli Ziarna one rozwija, I dlaczego z fasoli Nie wyrasta lilija Albo owies z pszenicy, Albo róża z bylicy. * Tylko w swoim porządku, Jak sobota po piątku, Po sobocie niedziela, Wszystko się tam z-kościela. * A to człowiek nie robi, Tylko k`temu sposobi. * A czy wiecie, gdzie byłem, Gdzie się tego uczyłem? * A czy wiecie?... nie wiecie: Częstochowskie ja dziecię, Stamtąd idę piechotą, Choć daleko, z ochotą! * Tam na desce złoconej Jest bo obraz święcony Matki Boskiej cudownej, Gdzie lud płacze wędrowny. * A ta deska skąd - wiecie? Oj, ze stołu, gdzie jadał Nasz Pan Jezus, i siadał Za tym stołem, tu, w świecie. I to polskie ją króle Przez armaty i kule, Przez pogańskie pałasze Tam przynieśli, jak nasze. * Tam też cuda się dzieją, Tam też modlą się księża I na modłach siwieją. Tam jest wiele oręża, Najostrzejszych pałaszy I chorągwi tak wiele, Że się wszystko przestraszy, Co nie klęknie w kościele. Tam są jakby tysiące Wojska, które jest śpiące Pod kościołem głęboko, Gdzie nikt dostać nie może, Ani żadne ich oko Nie dopatrzy, prócz Boże. * Tam zasiane są kule I mosiężne armaty, I bogactwa w szkatule; Ale nikt z nich bogaty, Nikt wielmożny nie będzie, Tylko taki, któremu Nić się z nieba uprzedzić, A nie spyta się: "Czemu?" - Tylko pójdzie za nicią, Ułowiony jak siecią, I nie zerwie przędziwa, I nie splata ogniwa. * Taki w skałę przecieknie, Gdzie złocisto i pięknie, Gdzie jest dużo mieszkania I śpiącego żołnierza W żelazności ubrania; Gdzie się jeden przymierza, Jakby już miał wycelić, Drugi jakby wystrzelić, Trzeci jakby z pochewki Szablę ciągnął, a czwarty Jakby zdmuchał z panewki, Piąty jakby strzegł warty. * To jest wszystko tam w głębi, Aż czuć chodząc po ziemi; Aż cię zgrucha, zgołębi Skrucha łzami żywemi; Aż upadniesz kolanem, Jakby drzewem złamanem, I zanucisz: "O! Matko Zbawiciela naszego, Toć jest modlić się czego, A modlim się tak rzadko!" * A to wszystko rycerstwo, A to wszystko żołnierstwo, Co śpi w głębi, to owe, Co krew lało dla wiary, Całe w sobie krzyżowe. Jak zwinięte sztandary, Każdy cicho leżący, Każdy w sobie myślący...