Doświadczenie uczy, że nie jesteśmy święci, ale też nie jesteśmy łajdakami. Nasza skłonność do zła nie jest wadą nie do naprawienia, lecz wypadkiem, którego skutki można kontrolować.
Czujemy się jak ryba na szczycie Empire State Building: w jakiś sposób znaleźliśmy się poza swoim żywiołem. Sami nie możemy spłynąć do wody, ale Ktoś może nas do niej z powrotem wpuścić. Czujemy się jak zegar, który mimo sprawnego mechanizmu nie odmierza godzin, bo pękła w nim sprężyna napędowa. Sami nie sprawimy sobie nowej sprężyny, ale nasz Zegarmistrz mógł nam ją podarować, zsyłając swojego Syna. Na którymś etapie dziejów coś w naszej naturze zaczęło szwankować i wszystko wskazuje na to, że przyczyną było niewłaściwe wykorzystanie ludzkiej wolności.
Kiedy kupujemy samochód, producent dostarcza nam zestaw instrukcji. Informuje nas o właściwym ciśnieniu powietrza w oponach, o typie oleju, który powinniśmy wlewać do silnika, o odpowiednim rodzaju paliwa. Dając nam te zalecenia, nie ma wobec nas nieprzyjaznych zamiarów, podobnie jak Bóg nie jest do nas wrogo nastawiony, kiedy daje nam przykazania. Producent chce być pomocny – zależy mu, by samochód jak najlepiej nam służył. Bogu natomiast zależy, byśmy czerpali z życia jak najwięcej szczęścia. Taki jest cel Jego przykazań.
Jesteśmy wolni. Sami podejmujemy decyzje. Powinniśmy wlewać do baku benzynę, ale jeśli zechcemy, możemy wlać tam Chanel Nr 5. Zapach benzyny jest niewątpliwie mniej przyjemny niż zapach perfum, kłopot w tym, że z perfumami w baku samochód nie pojedzie. Nas zaś stworzono tak, by napędzały nas Boża miłość i Boże przykazania. Żadne inne paliwo nie zadziała, tylko ugrzęźniemy w miejscu.
Sługa Boży Fulton J. Sheen