Co ma wspólnego piłkarz reprezentacji Brazylii David Luiz ze św. Piotrem i dlaczego porażka gospodarzy Mundialu może być jedną z najpiękniejszych lekcji dla chrześcijan na całym świecie?
Jakie wydarzenie najbardziej zapamiętam z wtorkowego piłkarskiego wieczoru, który dla milionów kibiców stał się traumą? Wcale nie będzie to masakryczna dominacja Niemców nad Brazylijczykami. Najmocniejszym momentem była dla mnie chwila po ostatnim gwizdku sędziego.
David Luiz – brazylijski piłkarz występujący na pozycji obrońcy i defensywnego pomocnika w narodowej reprezentacji oraz we francuskim klubie Paris Saint-Germain – jest znany z tego, że modli się publicznie, prosi Boga o pomoc przed meczem i dziękuje po. 8 lipca – mimo ogromnych i bardzo trudnych emocji – zrobił dokładnie to samo. Zamiast uciekać zawstydzony przed kibicami ze stadionu, uklęknął na środku murawy, podniósł ręce do góry i zwrócił się w jedyną właściwą stronę. Niezależnie od sytuacji. Takie chwile i obrazy naprawdę są budujące, a wielu z nas mogą nawet zawstydzić. Mówiąc krótko: pełen szacunek.
– Wiara w Jezusa daje mi siłę, by wychodzić wciąż na boisko i dawać z siebie wszystko. Chcę jednak również inspirować innych. Do tego zachęca mnie Bóg. Dla mnie prawdziwe życie jest w relacji z Jezusem Chrystusem. Wierzę, że wszystko w życiu należy do Boga. On ma jasny plan dla nas, jeśli za Nim idziemy – mówi Luiz.
Jego słowa i zachowanie są doskonałym pokazaniem w praktyce, jak każdy z nas może w codziennym życiu dzielić się swoją wiarą i w ten sposób chociaż trochę zbliżyć się do postawy św. Piotra, o której mówił bp Grzegorz Ryś w Nowym Targu podczas spotkania ewangelizacyjnego “Jezus na lodowisku”: “Zastanawiałem się co Piotr mógł mówić tym dwóm strażnikom? Pilnują goście człowieka, który jest skończony, złapany, za chwilę pójdzie na krzyż, zabito już jego całą rodzinę, za chwile wybiją mu cały ten ‘jego Kościół’, skuty jest łańcuchem do kolumny, która do dziś w tym więzieniu jest. Słuchajcie, o czym on do nich mówił, że oni zapragnęli być tacy jak on? Że oni zrozumieli, że on nie jest żadnym przegranym, że on jest tym, który wygrał. On nie jest nieszczęśliwy, on jest tym, który zwycięża. O czym on do nich mówił? O Jezusie Chrystusie. I o tym, że w Nim się spełniają wszystkie obietnice dane przez Boga i że jak jesteś związany z Nim to masz w sobie taką wolność, której ci nic nie zabierze, i masz w sobie doświadczenie takiego szczęścia i takiego zwycięstwa, którego ci nikt nie jest w stanie odebrać i zakwestionować: nikt, nic”.
Do znudzenia będę powtarzać, że w Kościele najwięcej energii powinniśmy wkładać w rzeczy podstawowe: dawanie świadectwa, głoszenie kerygmatu i zachęcanie do otwarcia się na doświadczenie działania Ducha Świętego. Najpierw trzeba pomóc ludziom spotkać Boga. Na wszystko inne przyjdzie czas później.
David Luiz po prostu uklęknął i się pomodlił. Niby niewiele, ale równocześnie bardzo dużo.Krótka chwila, ale dobrze przeżyta i wykorzystana, by ogłosić światu, kto jest jego jedynym Panem. Okazuje się, że piłkarz może nam zrobić całkiem konkretną szkołę wiary.