11 lutego przypada święto Najświętszej Maryi Panny z Lourdes – możemy chyba powiedzieć, że patronuje Ona Światowemu Dniowi Chorego. Wielka to łaska i nadzieja dla wszystkich chorych, którzy zmagają się ze swoją słabością , bólem i cierpieniem, potęgowanym „chroniczną chorobą polskiej służby zdrowia”. Bowiem do łask płynących od naszej Patronki, od duchowego Jej wsparcia, potrzebny jest również materialny lek, zabieg, czy złożona operacja. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, lecz tej nadziei pozbawia się chorych w naszym kraju. Bo oni już nie wiedzą, czy wykupić drogi lek i zaaplikować sobie terapię głodową, czy zapisać się w kolejce na zabieg za 2 lata – może dotrwają, czy może zaprzestać leczenia i czekać bezradnie na koniec swej ziemskiej wędrówki. Lecz to ostatnie wyjście nie jest przecież takie proste. Chorzy cierpią, nieraz okrutnie z powodu nękającego ich bólu, który wzmaga się, gdy docierają do nich niepojęte wieści o braku refundacji niektórych leków. Cóż ci biedni chorzy, nieraz utrudzeni życiem, kilkudziesięcioletnią pracą, w której upatrywali nadziei na spokojną i godną starość mają w tej sytuacji uczynić. Ta beznadziejność sytuacji pozbawia ich elementarnego poczucia bezpieczeństwa, niweczy wiarę w obietnice rządzących, którym tak zawierzyli w dniach wyborów. Czują się zawiedzeni i pozbawieni tej nadziei, którą zawsze mieli. Cóż zatem nam, – którzy możemy jeszcze pomóc naszym bliźnim – czynić trzeba ? powiem – mimo wszystko nie wolno nam tej nadziei pozwolić umrzeć. Czyńmy wszystko, co w naszej mocy, by przynosić ulgę potrzebującym wsparcia, tak duchowego, jak i materialnego. Ofiarujmy im to, co nas przecież nie naraża na koszty – ofiarujmy im swoją modlitwę, pomoc, wsparcie, może ten 1 % od naszego podatku, ale przede wszystkim ofiarujmy im nasze serce. Niech ten, który jest chory, który czuje się bezradny i pozbawiony nadziei uwierzy, że są obok niego – obok jego cierpienia i niedostatku – ludzie wrażliwi na jego dolegliwości, którzy na miarę swych sił i możliwości, chcą mu pomóc, i że czynią to z otwartego serca, nie oczekując nagrody.
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili”…..
Nie zapominajmy o tym, a nagroda nas spotka, gdy nam przyjdzie oczekiwać na takową pomoc, gdy nas dosięgnie choroba, ból i cierpienie. Może wtedy sami nie stracimy nadziei, że ktoś i nam pomoże. A na pewno – przecież w to wierzymy – czeka nas nagroda, gdy przyjdzie nam rozliczyć się przed Najwyższym, czyśmy pomogli bliźniemu, gdy on tego potrzebował. Z takim przesłaniem spróbujmy, nie tylko w Światowym Dniu Chorego, ale każdego dnia wspierać naszych bliźnich tą pomocą, która im niesie nadzieję, że mimo tych wszelkich, nękających ich utrapień, mogą liczyć na ludzką solidarność, i że będąc chorym, samotnym i nieraz opuszczonym przez najbliższych – mogą żyć nadzieją, że nie wszyscy ich opuścili.
Tak im dopomóż Bóg, i chorym i niosącym im pomoc.
Janusz Marczewski