Dziś w liturgii wspominamy Najświętszą Maryję Pannę Królową Polski. Przy tej okazji warto zastanowić się, jaką dla nas, Polaków, Maryja jest królową. Bo kiedy otworzymy encyklopedię, to pod hasłem „królowa” znajdziemy taki opis: „Samodzielna monarchini sprawująca najwyższą władzę w królestwie lub żona króla” albo „kobieta pozytywnie wyróżniająca się spośród innych urodą, jakimiś umiejętnościami, wybierana w drodze konkursu”. I kiedy jeszcze włączamy telewizor, to możemy zobaczyć królowe różnych państw na uroczystych spotkaniach, zawsze otoczonych szpalerem ochroniarzy albo w pancernych limuzynach lub na pałacowych balkonach pozdrawiających z daleka swoich poddanych.
Dopiero kiedy zamkniemy encyklopedię, wyłączymy telewizor i wsłuchamy się w głos serca, to wtedy możemy zobaczyć inną Królową. Możemy zobaczyć Królową, która pochyla się nad chorymi, aby ich uleczyć; Królową, która wstawia się u swojego Syna za tymi, którzy Ją proszą. Ta królowa nie szuka popularności, ale szuka tych, którzy się zagubili i są jak dzieci bez matki. Widzimy tę Królową, która w ubogiej stajence rodzi swojego Syna, troszczy się o nowożeńców w Kanie, którym zabrakło wina. Widzimy tę Królową, której serce rozdarte jest bólem, kiedy stoi pod krzyżem swojego Syna. Możemy zobaczyć tę Królową, która oręduje za narodem zanoszącym do Niej swe prośby, kiedy jest w niebezpieczeństwie.
Ta Królowa nie ma tronu i pałacu, zamiast tego ma niebo, z wysokości którego troszczy się o swoich poddanych na ziemi. Tą Królową jest Maryja. I właśnie taką królową jest dla nas, Polaków, Maryja. Jako Polacy powinniśmy pamiętać, że ten, kto uznał Maryję za swoją Królową, może liczyć na to, że nawet jeżeli wszystko wydaje się po ludzku przegrane, to orędownictwo tej Królowej zawsze daje nadzieję na zwycięstwo.
Sługa Boży kardynał August Hlond z tej nadziei czerpał siły do tego, aby zwycięstwo przyszło przez królową, którą jest Maryja. W książce pt. „Sztygar Bożej Kopalni” opisany został m. in. pewien epizod z życia niezłomnego kardynała. Był rok 1943. Wojska niemieckie cofały się, ale Niemcy odgrażali się, że użyją Wunderwaffe – cudownej broni, dzięki której podbiją świat na nowo. W kwietniu tego roku Gestapo aresztowało prymasa Hlonda i usiłowało go nakłonić do kolaboracji. Kardynał stanowczo odmówił. Wówczas postanowiono go internować w klasztorze na wschodzie Francji. Oficer, który odwiózł tam prymasa, zdawał sprawozdanie z tej czynności swojemu przełożonemu, pułkownikowi Bunkler. Wysłuchawszy relacji, pułkownik spytał: – Mam jeszcze jedno pytanie. Niech mi pan powie, jakie były pierwsze słowa kardynała Hlonda po przyjeździe do klasztoru. Żołnierz odpowiedział: – Po odczytaniu regulaminu, gdy wychodził z rozmównicy, spotkał przełożoną klasztoru, która spytała go, czy w czymś kardynałowi może pomóc. Oficer spytał: – A co Hlond na to? Żołnierz odpowiedział: – Słyszałem, jak kardynał powiedział: «Niech mi siostra da różaniec». I nic więcej? – dziwił się oficer. – Nic, to chyba śmieszne? – odpowiedział żołnierz. Ale pułkownik niemiecki nic już nie mówił. Widocznie nie uważał tego za śmieszne, bo spoważniał, a gdy kapitan zamknął za sobą drzwi, wówczas pułkownik powiedział sam do siebie: – Ten kardynał już dawno wynalazł swoją tajną broń. Kardynał Hlond nie szukał nadziei i pocieszenia w nowej broni czy ówczesnych królach, którzy wraz ze swoimi armiami walczyli w tej wojnie. Ale swoją nadzieję odnalazł w Królowej, która nigdy nie zawodzi, czyli w Maryi. Maryja jest tą Królową, która nosi ten tytuł nie dlatego, żeby poddani się Jej bali, ale żeby w Niej mogli szukać ratunku. Co więcej, Ona wstawia się za swoimi poddanymi i jest ich opiekunką. Dlatego my pamiętajmy każdego dnia, że mamy tak wielką Królową. W naszym narodzie potrzebujemy dziś orędownictwa Maryi. Tej pomocy w niespokojnych czasach szukali nasi przodkowie. I dziś, kiedy różne niepokoje targają naszą ojczyzną, tym bardziej potrzebujemy pomocy Maryi. Bo niekiedy dla podzielonej ojczyzny jest to jedynym ratunkiem. Zauważył to już Henryk Sienkiewicz, który w usta ojca Kordeckiego w powieści „Potop” włożył takie słowa: Jakkolwiek naród nasz nisko upadł, jakkolwiek w grzechu brodzi, to przecie i w grzechu samym jest pewna granica, której nie śmiałby przestąpić. Pana swego opuścił, Rzeczypospolitej odstąpił, ale matki swej, Patronki i Królowej, czcić nie zaniechał. Szydzi z nas i pogardza nami nieprzyjaciel, pytając, co nam z dawnych cnót pozostało. A ja odpowiem: wszystkie zginęły, jednak coś jeszcze pozostało, bo pozostała wiara i cześć dla Najświętszej Panny, na którym to fundamencie reszta odbudowaną być może. Obchodząc dziś nie tylko uroczystość Matki Bożej Królowej Polski, ale także święto narodowe – rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja – pamiętajmy o modlitwie za naszą ojczyznę przez wstawiennictwo Maryi, naszej Królowej. Ta Królowa, która prowadziła polskich rycerzy do zwycięstwa pod Grunwaldem i cudownie obroniła kraj w 1920 roku nad Wisłą, z pewnością nie zostawi swoich poddanych zanoszących swoje prośby o pokój, jedność i dobro dla ojczyzny. Amen.