Ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej.
Mateusz, urzędnik celny, wcale nie myślał o Królestwie Bożym. Pozostawał na służbie światu i było mu z tym dobrze. Kiedy Jezus przeszedł koło niego, nie podniósł się, nie obdarzył najmniejszym zainteresowaniem proroka, o którym wszyscy mówili. Natomiast to właśnie przy nim przystanął Jezus i wezwał go, aby stał się Jego uczniem. I to właśnie ten uczeń napisał później Ewangelię z pełną świadomością, że nie ma w tym żadnej jego zasługi. Łaska Boża pragnęła posłużyć się nim, aby głosić prawdę o Chrystusie.
Święta Brygida przeżywała w wyobraźni sceny z Ewangelii. W swoich „Objawieniach” przedstawia św. Mateusza, który mówi o swoim powołaniu: „W tamtej chwili odczułem silne pragnienie, by nie oszukiwać już więcej nikogo i starałem się jak gdyby wyzwolić z mojego zawodu, aby całym sercem służyć Panu. Kiedy Jezus wypowiedział słowo, które mnie wezwało, poczułem palący ogień w środku. Jego mowa była tak piękna, że nie myślałem już o bogactwie, wydało mi się ono słomą. Wzruszyłem się aż do łez, ale jednocześnie odczuwałem radość, że Bóg zechciał powołać mnie i obdarzyć łaską takiego grzesznika, jak ja. Poszedłem więc z Panem i wszystkie Jego słowa przenikały do mojego serca; rozkoszowałem się nimi, jak najsłodszym pokarmem”. Ten fragment literacki pokazuje to, co mówi Orygenes o słowach Jezusa: są Boskie, a zatem posiadają moc i siłę przemieniania tego, kto je przyjmuje.
Zob. Kard. Tomasz Spidlik