Ale co właściwie oznacza: mieć czyste serce? Przede wszystkim jest to zdolność do tego, by spojrzeć na siebie i innych tak, jak patrzy Bóg.
Przyszła rano do grobu. Płakała, bo zobaczyła, że jest pusty. Przy grocie spotkała mężczyznę, myślała, że to może ogrodnik. Próbowała się od niego dowiedzieć dokąd zabrano ciało jej Mistrza. Wtedy zdała sobie sprawę, że ktoś nadchodzi z tyłu. Zawołał: Mario. Rozpoznała Go natychmiast! Nauczycielu!– zawołała. Ale On nie pozwolił się zatrzymać na dłużej, kazał jej iść i powiedzieć innym, że Go spotkała. Pobiegła tak szybko, jak mogła. Przyprowadziła innych, by mogli się przekonać, że Jezus zmartwychwstał.
Czy nie było „lepszych” ludzi, którym Jezus mógł się objawić i dać polecenie, żeby powiedzieli innym, że zmartwychwstał? Czy naprawdę musiał pokazać się tej „kobiecie z przeszłością”? Nie było. Bo tylko Maria Magdalena, może właśnie paradoksalnie dzięki swojej przeszłości i dzięki temu, co zawdzięczała Jezusowi jako pierwsza, skoro świt pobiegła do grobu, by być blisko Nauczyciela. Nikt jej nie wyprzedził w tej tęsknocie za Nim.
Historia ta nie jest tylko relacją na temat tego, co miało miejsce dwa tysiące lat temu i nigdy więcej się nie powtórzyło. Podobnie dzieje się też dzisiaj. Kiedy rozejrzymy się wokół siebie dostrzeżemy podobne wydarzenia.
Działo się to w „dzielnicy biedy”. Ona bardzo skrzywdzona jako dziecko, wychowana na ulicy szybko zaczęła zajmować się prostytucją. Któregoś razu tę dzielnicę odwiedzili misjonarze. Nie, nie chcieli od niej tego, co sprzedawała. Chcieli się z nią pomodlić. Już dawno nie wierzyła w Boga, ale była tak poruszona tym, że jej nie potępiali, ale traktowali jak… człowieka. I w pewnym momencie, kiedy się modlili poczuła się tak kochana i wolna, że miała ochotę rzucić się misjonarzom na szyję z radości. Minęło jeszcze kilka miesięcy, zanim udało jej się zmienić pracę. Teraz wracała na ulicę, by modlić się z innymi. Pewnego razu dostrzegła kogoś leżącego pod murem. Był to bezdomny, był sparaliżowany. Leżał i było mu już wszystko jedno, co z nim będzie. Wewnętrznie był już martwy. Okazało się, że wcześniej pukał do wielu drzwi, ale nikt nie chciał mu pomóc. Wtedy ona, chociaż sama niewiele miała, oddała mu swój materac, a jej przyjaciel, alkoholik i narkoman, przyjął go pod swój dach.
Kiedy usłyszałam tę historię, nie mogłam pomyśleć inaczej niż, że ,,grzesznicy i cudzołożnice wejdą przed wami do Królestwa Bożego” (Mt 21,30). Ale wielu będzie pytało, czy ta prostytutka była godna, by w sposób mistyczny doświadczyć miłości Boga? Czy nie było nikogo „lepszego”? Nie było. To ona gdzieś w głębi zachowała wrażliwość i otwartość na miłość. I właśnie ta kobieta, może też paradoksalnie dzięki swojej przeszłości, jako pierwsza podeszła do tego martwego serca, które biło w ciele bezdomnego, bo zobaczyła w Nim swojego Nauczyciela. Bo nie przerosło jej dostrzeżenie wartości w najbardziej odrzuconym przez innych człowieku. A przecież „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).
Gdybyśmy te dwie kobiety ocenili powierzchownie, można by bez wahania nazwać je nieczystymi. A tymczasem to one były przepełnione pragnieniem, by kochać i były w stanie oddać całe swoje życie Bogu. Mogły Go spotkać i rozpoznać, ponieważ zachowały czyste serce.
Ale co właściwie oznacza: mieć czyste serce? Przede wszystkim jest to zdolność do tego, by spojrzeć na siebie i innych tak, jak tak patrzy Bóg. I co za tym idzie to przyjmowanie drugiego człowieka, jako swojego bliźniego. To dostrzeżenie w sobie i w innych kogoś wartego miłości, kogoś dla kogo warto stracić czas, jakieś swoje zyski, wszystko. Czyste serce jest jasne i przejrzyste, otwarte na Boga i drugiego człowieka nawet za cenę zranienia.
Bóg pozwala się kochać, widzieć, dotykać w twarzy drugiego człowieka. Ale przede wszystkim pod postacią Ciała Eucharystycznego. Nie zostawia już nic dla siebie. Bóg idzie najdalej w darowaniu Siebie. Nie daje czegoś z Siebie, ale samego Siebie. Przychodzi w każdej Eucharystii, by nasze chore z egoizmu serca położyć na Swoim własnym Sercu, nieskończenie czystym, by Sam mógł w nas kochać.
Justyna Nowicka